Dzisiaj oglądałem Pasażerów po raz 8-10 (nie żartuję!), a to dlatego, że często leci sobie w HBO w tle kiedy pracuję na laptopie. Mimo, że zerkam na film urywkowo dzisiaj jeden moment całkowicie mnie rozbroił. Oczywiście w tym filmie jest masa absurdów, w którym nie stawia się na rzetelność tylko fabułę - stąd są większe niż w pozostałych produkcjach. Ciągnąc jeszcze trochę dallej offtopa właściwie każdy film o tematyce kosmosu jest przekłamany, bo nie będąc w pobliżu jakiejś planety/gwiazdy albo ogólnie ciała niebieskiego CAŁY KOSMOS widzialny ludzkim okiem jest całkowicie czarny we wszystkie strony. Nie znam żadnego filmu, w którym bohaterowie wybierając się na spacer kosmiczny czy wyglądając przez okno/wizjer statku kosmicznego nie byli uraczeni widokiem migających gwiazd albo powidoków wmawiając nam, że widzimy jakąś mgławicę, galaktykę czy jakikolwiek inny twór. Nie. Odległości w kosmosie są tak duże, że widzimy w nim tylko czerń.
Ale co mnie rozbawiło. Projekt statków i jego systemów nie przewidział awarii polegającej na przypadkowym wybudzeniu jakiegokolwiek z podróżujących. Nie otrzymali żadnego narzędzia by temu przeciwdziałać, nawet notatki typu: "drogi pasażerze masz przesrane". Mimo to, na jakimś etapie podróży - w którym oczywiście wszyscy docelowo powinni spać - zaprojektowano przewodnika, który tłumaczy jaką planetę czy tam gwiazdkę właśnie mijają ;D Ale komu, po co to już tylko scenarzysta wie.
I tyle :D
Po prostu rozbawiła mnie ta scena.
Pozdrawiam :)