PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=161359}
4,3 3
oceny
4,3 10 1 3

Pecos è qui: prega e muori
powrót do forum filmu Pecos è qui: prega e muori

Syndrom kontynuacji

ocenił(a) film na 5

Sequele mają niestety to do siebie, że rzadko udaje im się sprostać oczekiwaniom związanym z oryginałem. Trudno też oceniać je jako całkowicie autonomiczne filmy, ponieważ ciąży na nich brzemię pierwowzoru. „Pecos è qui: prega e muori” pozbawiony jest klimatu swojego poprzednika, a fabuła skręca w dosyć niespodziewane rejony. Pojawia się więcej humoru, a bohater korzysta z pomocy trzech wędrownych grajków. Zmiany na gorsze nie przyczyniły się jednak do powstania całkowicie nieudanej kontynuacji.

Trzech mariachi jest świadkiem masakry wioski dokonanej przez ludzi El Supremo. Muzycy dowiadują się potem od umierającego mieszkańca o legendarnym skarbie Montezumy ukrytym w znajdującej się w Meksyku świątyni. Znajdują mapę, potwierdzającą jego istnienie, której szukali podwładni El Supremo. Grajkowie trafiają przypadkiem na meksykańskiego rewolwerowca Pecosa, którego przekonują do udzielenia im pomocy. Razem przybywają w okolice świątyni, a Pecos wdroży w życie plan, mający na celu przejęcie skarbu i wyeliminowanie przeciwników.

Pierwsza część nakręcona w 1966 roku była skrajnie ponurym filmem, ale odniosła sukces finansowy. Dziwi więc zmiana konwencji, ponieważ nie zmieniła się osoba na stołku reżyserskim – nadal był to Maurizio Lucidi. Irytujący jest zespół trzech komediantów towarzyszących głównemu bohaterowi. Wprawdzie postaci te nie zmierzają w stronę znienawidzonego przeze mnie w westernach slapsticku, jednak wprowadzają komediowy ton, który słabo łączy się z niektórymi bardziej poważnymi scenami. Niewątpliwą zaletą jest wplecenie do fabuły motywu grzechów głównych. Pecos wykorzystuje bowiem słabości przeciwników, żeby przekonać ich do podejmowania korzystnych dla niego decyzji. Te słabości to między innymi pożądanie, chciwość, czy też pycha. Najważniejszy czarny charakter jest, jakby to ująć, po prostu śmieszny. Pod względem ubioru kieruje się modą wampiryczną – czerń i czerwień, płaszcz i wysoki kołnierz. Nie może się pochwalić najlepszym zdrowiem psychicznym, ponieważ uważa się za potomka Montezumy oraz przyszłego zbawcę Meksyku. Kobiety są ozdobnikami i nie mają do odegrania żadnej większej roli.

Wobec oryginału nie zmieniła się załoga techniczna. Dlatego zdziwiło mnie, że kontynuacja wygląda zdecydowanie bardziej ubogo. Prawdopodobnie wpływ na to ma większa liczba lokacji i próba zróżnicowania scenografii. Niestety niebezpiecznie zbliża się to wyglądem do marnego filmu przygodowego, a nie opowieści rozgrywającej się na Dzikim Zachodzie. Świątynia Azteków to miejsce kojarzące się na pewno bardziej z Indianą Jonesem niż ze spaghetti westernem. Muzyka nie jest zła, lecz radosne motywy są nieco drażniące, szczególnie w scenie pojedynku.

W ostatecznym rozrachunku „Pecos è qui: prega e muori” nie wypada źle, ale niestety nie można uniknąć porównań z pierwowzorem. W takiej sytuacji jest to półka zdecydowanie niższa, chociaż pojawiają się udane rozwiązania fabularne. Realizacja sprawie jednak wrażenie gorszej, a całość jest o wiele bardziej umowna (fryzury, ubiór, scenografia), co już wywołuje kłopotliwe skojarzenia z filmami typu „Hot Shots”. Można obejrzeć, mnie wprawdzie nie przekonał, lecz jako oddzielny obraz, prezentuje całkiem solidny poziom.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones