Ekranizacja dość wierna książce, za co ma sporego plusa... Nie wiem jednak jak Wam, ale mnie strasznie przeszkadzała tutaj aparycja głównej bohaterki. Wiem, że Anne Elliot nie należała do ślicznotek ale jakoś nie mogłam przetrawić w tym filmie urody aktorki grającej jej postać. Czytając książkę możemy przynajmniej wyobrazić sobie postać tak jak chcemy, mimo, ze jesteśmy świadomi jej niedoskonałości.
Całkowicie się zgadzam, choć nie czytałam książki to również raziła mnie uroda Anne oraz sposób jej ubierania się. Jeżeli pochodziła z bogatej rodziny to mogłaby włożyć coś bardziej eleganckiego a nie jakieś łachy.
Nie rozumiem cię. Sally Hawkins zagrała niesamowicie, dała prawdziwą duszę Annie Elliot, wyraziła wszystkie subtelności i skromną, szlachetną naturę bohaterki w sposób, który nie pozostawia już nic do życzenia. Cóż z tego że fizjonomia nie należy do kanonu? Cóż to w ogóle za zarzut?
Po prostu wyraziłam swoje zdanie na ten temat. Ty oczywiście masz prawo do własnego i ja to szanuję. Mimo, iż wiem, że nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, oglądając ten film nie mogłam się w żaden sposób przemóc aby tego nie robić. Możesz mnie za to potępić, ja sama czuję się z tym faktem okropnie. Prawdopodobnie po przeczytaniu ksiązki mialam nieco inną wizje tej postaci. Nie chcę się w żaden sposob usprawiedliwiać i przepraszam jeśli az tak bardzo Cię uraziła moja wypowiedź.
Zgadzam się z tobą, ale mnie nie irytował jej wygląd, tylko gra aktorska. Jak widzę jej zdjęcia, to aktorka wydaje się idealnie pasować do roli, ale coś mi jednak w niej nie grało. Nie wiem czy to jej miny, czy sposób mówienia, musiałabym jeszcze raz obejrzeć film.
PS Miała straszną fryzurę ;) te pejsiki mnie rozpraszały w trakcie oglądania haha ;D
taaa pejsiki są okrutne. W ogóle w tym filmie coś nie gra. Jedno z drugim. W książce nie było nic na temat tego, że była brzydka, a wręcz, że "mimo upływu lat od ostatniego spotkania z Fryderykiem nie straciła urody i rezonu" no to czemu wzięli taką Sally na główną bohaterkę? Może inaczej to powiem. Dlaczego jej nie ucharakteryzowali jakoś ładniej? Przecież można wyglądać skromnie i jednocześnie elegancko. A te szmatki były w gorszym stanie niż ubiór służby we filmie.
dla mnie film był dobry do momentu, aż Ann wybiegła jak szalona z domu na poszukiwanie kapitana itd. wiadomo, co dalej. wyszło trochę, jak współczesna komedia romantyczna... co do samej aktorki zaś irytowało mnie to, że musiała mieć ciągle otwarte usta :P ale motyw z mówieniem do kamery ciekawy. kapitan w porządku, o wiele bardziej mi się podobał niż w wersji '95, ale to moja subiektywna opinia ;)
Ja się jej nawet jej urody ani ubrań nie będę przyczepiać. Anne Elliot była skromna, co widzimy właśnie po jej ubiorze i sposobie bycia. Całkowicie inna od żyjących ponad stan ojca i siostry. Była mądra i wyważona. Chociaż ta końcowa scena, pogoń panny Elliot za miłością... trochę zbytnio rozciągnięta, zbyt desperacka... To było nieco dziwne. Nie wiem wciąż jednak z jakiej racji komentujecie ich wygląd? To jest czepialstwo. Dobrzy aktorzy, scenografia również niczego sobie, a wy szukacie dziury w całym. Doprawdy, żałosnym jest narzekanie na otwarte usta aktorki, podczas gdy gra genialnie. Czasem lepiej jest nic nie pisać niż się kompromitować, jak niektórzy powyżej.
Szanowny Chochliku! Chciałabym podkreślić, iż wyrazilam swoją subiektywną opinię na temat tego filmu. Czytałam książkę, widziałam film... i JA (podkreślam JA) nieco inaczej wyobrażalam sobie tę postać, moze dlatego tak daleka od moich wyobrażeń aparycja aktorki tak bardzo mnie ubodła... osmieliłam się podzielić się z inymi swoimi odczuciami, gdyż uznałam, ze własnie taką funkcję ma spełniać możliwość komentowania tutaj filmów, aktorów itd. Jak widzę popełniłam błąd, skompromitowałam się, czy też jestem żałosna... nazwij to jak chcesz. Chciałabym jedynie, jeżeli to nie będzie zbyt wiele, prosić o wzajemną tolerancję. Ja szanuję Twoje zdanie na ten temat i sama wymagam szacunku, ponadto myślę, ze mam do tego prawo. To chyba na tyle... Pozdrawiam : Iśka
Ależ pisz sobie co chcesz i o czym chcesz. Po to jest filmweb, i jest tu jak w społeczeństwie; są tu bardzo różni ludzie. Jednak twoim i tylko twoim, droga isiu, jest odczucie że ci nie wolno. To twoja osobista, być może nieświadoma chęć kompromitacji. Swoją zabawną i powierzchowną opinią na temat fizjonomii Sally Hawking nie robisz nic mądrego. Sprawiasz wrażenie że nie masz o filmie zbytnio nic do powiedzenia. A chcąc być może zaimponować krytycyzmem wytknęłaś filmowi bardzo głupią i moim zdaniem nieszczególnie istotna rzecz. Ja tolerancję posiadam, aczkolwiek w ograniczonych ilościach, a szanuję tych, którzy na to zasługują - tyle jeśli chodzi o pewien brak mojej uprzejmości. A poza tym... Od czego są fora, jeśli nie od tego by dyskutować. Jak czytasz, być może tworzysz sobie w głowie wyidealizowany zewnętrznie obraz bohaterów, i potema masz wymagania, które wg ciebie film powinien spełnić? Ale ten film i aktorzy nie są twoją lub moją wizją tylko reżysera, więc zawsze komuś coś nie będzie pasować. Na koniec przepraszam za ewentualne błędy i rozlazłość swojej wypowiedzi - na telefonie nie jest zbyt przyjemne redagowanie jakiegokolwiek tekstu.
Uważasz mnie chyba za osobę dość "płytką"; ja jednak nie mam zamiaru sie tym przejmować. Wyraziłam tutaj swoje odczucia związane z tą postacią i Ty chyba nie masz prawa przez pryzmat tego jednego komentarza mnie oceniać. Śmię twierdzić, że otrzymałam od Cb "etykietkę" z napisem płytka, czy pusta, o czym może świadczyć chociażby brak szacunku jakim darzysz moją osobę, o czym sam wspomniałeś w poprzednim komentarzu. Żeby było jasne, nie chcę się tłumaczyć i nie obchodzi mnie co o mnie myślisz. Jak wspomniałam w pierwszym komentarzu, film spodobał mi się z tego względu, iż był bardzo wierny książce. Taka już jestem... jeśli przeczytam książkę i w dodatku książka ta mi się spodoba, oglądam jej ekranizację mimowolnie szukając podobieństw do tworów mojej wyobraźni. Nie wiem czy powinnam za to przeprosić? Rozumiem, że Ty oglądając wyłącznie film i mając jak gdyby pierwszy kontakt z tą historią przyjmowałeś wszystko takim jakie było. Ale to, ze książki pobudzają wyobraźnię a filmy jedynie ją w nas tłumią to już osobny temat. Pewnie tym komentarzem również się kompromituję, prawda?
Książkę przeczytałam, ale nigdy nie ograniczam swojej wyobraźni i jestem otwarta jak tylko potrafię na wizję reżysera. Łatki ludziom przypinam, ale jak i powiedzialaś o swojej płytkości - to już moja sprawa. Tobie również , naprawdę bez złośliwości, sugeruję być bardziej otwartą jeśli chodzi o ekranizacje. Na koniec pozdrawiam twoją powierzchowną osobę, bo cała nasza dyskusja była przyjemnie zabawna :)