Jeśli macie wybierać wersję, to wybierzcie tą z 1995 roku. Dlaczego? Widziałam obie, jedno wrażenie, że ta z 2007 roku to nic innego tylko tańszy remake tej z 1995, taki sam scenariusz, tylko wersja uboga, jakby niskobudżetowa, zobaczycie to po strojach, wnętrzach, ogólnie scenografii. Dobór aktorów fatalny, a głównej bohaterki - to prawda z niedomykającymi się ustami, okropna aktorka. Wersja z 1995 roku, choć nie ma tam idealnych bohaterów (tzn. takich woskowych jak dzisiaj na ekranie), ale jednak są lepsi, jakby ich zdjąć z obrazów z tamtych czasów:) Pozdrawiam. Miłego seansu!
Zgadzam się w zupełności. Wersja z lat 90 jest wspaniała, natomiast nowsza... cóż, jak dla mnie bardzo słaba.
Hej! Zgadzam się z Tobą co do aktorki z 2007, choć wydaje mi się, że jej gra aktorska jest ogólnie dobra, tylko niestety brak jej uroku i fatalnie jest wystylizowana - ktokolwiek ją tam czesał, jeszcze ją dodatkowo oszpecił, a pani juz sama z siebie niezbyt urodziwa ;)
Ale chciałabym obronić wersję z 2007: scenariusz jest lepszy niż z 1995, wszystko jest znacznie lepiej opowiedziane niż w 1995. Jest badziej poukładana ta historia, więcej jest ważnych szczegółów ujętych w 2007. Ale znów stroje i scenografia na minus:( No cóż, może zrobią nową wersję i będzie lepsza niż 1995 i 2007 :) Pozdrawiam!
Zgadzam się, przy czym moja ocena jest bardziej skrajna - dla mnie wersja z 1995 to doskonałość a wersja z 2007 jest tak okropna, że ledwo wytrzymałam do końca. Oczywiście za tak skrajną oceną stoi indywidualny emocjonalny odbiór, który trudno uzasadnić inaczej niż "bo ja osobiście tak to odczuwam". Jeśli miałabym powoływać się na odrobinę bardziej obiektywne argumenty to wymieniłabym przede wszystkim większą wierność wersji z 1995 wobec książki, znacznie lepszą aktorkę w roli Anne, emocje oddane subtelnie, pólcieniami, pięknie i ciepło nakreślone postaci drugoplanowe. W wersji z 2007 zostały wycięte pewne rzeczy i niepotrzebnie dodane inne (bardziej pod współczesne gusta), granie czarno-białymi stanami emocjonalnymi (Anne jest smutna - Anne zanosi się płaczem), uproszczona interpretacja głównej bohaterki (Anne z 1995 imponuje siłą charakteru mimo dramatu rozgrywającego się w jej sercu, wobec Anne z 2007 ledwie jestem w stanie wykrzesać z siebie odrobinę litości). Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że role męskie zostały świetnie zagrane: zarówno kapitan Wentworth jak i pan Elliott fantastyczni w wersji z 2007, choć uwielbiam tego szrostkiego Wentwortha z 1995.
Ogólnie zauważyłam, że ogromną popularnością cieszą się najnowsze adaptacje powieści Jane Austen, które nie są najbardziej wierne, ale bardziej schlebiają gustom współczesnych widzów. Zresztą nie chcę wcale powiedzieć, że wierność wobec literackiego oryginału powinna być nadrzędną cechą adaptacji, ponieważ jednym z moich ulubionych filmów na podstawie Jane Austen jest "Rozważna i romantyczna" z 1995, w której wiele rzeczy zostało zmienionych - ale zachowano najważniejsze: ducha prozy Jane Austen. A mam wrażenie, że te wszystkie adaptacje, które starają się być bardziej rozbuchane emocjonalnie (tak jakby twórcy nie wierzyli, że widz może coś wyczytać z niuansów i półcieni) tego ducha tracą. I chociaż mają bez porównania piękniejsze zdjęcia, bardziej chwytającą za serce muzykę, często piękniejszych aktorów (szczególnie w rolach męskich) to ja jednak wolę od nich już nawet bardzo stare wersje telewizyjne, nawet jeśli im też wiele brakuje do doskonałości. Ale jak zaznaczyłam - to moje osobiste odczucia:)