Mamy w filmie dwutorową akcję z bohateriami, których łączą więzy krwi. I tak biegniemy z akcją przez Paryż współczesny i Paryż z przełomu XIX i XX wieku. Oglądając oczekujemy jakiegoś finału ale niestety doczekać się niczego nie możemy. Mimo pozywtywnego nastawienia niestety w filmie wieje nudą i to od samego początku, a po seansie film jest do szybkiego zapomnienia.
Mam wrażenie, że reżyser za wszelką cenę chciał zbudować pokoleniową ale fikcyjną historię wokół powstającego impresjonizmu z Claudem Monetem na czele i tutaj główną rolę odgrywa obraz Moneta "Impresja, wschód słońca" dzisiaj uważany za arcydzieło. Co ciekawe w chwili prezentacji obraz ten został przyjęty dość chłodno. Krytyk Louis Leroy, w ironicznej recenzji, nazwał go "impresją", co dało nazwę całemu ruchowi impresjonistycznemu. I takie też mam wrażenie, że wszystko w filmie jest dla tej impresji... ale jestem pewien, że ten film nigdy nie będzie uważany za arcydzieło.