(...) Kane Hodder świetnie odnajduje się w roli gnijącego, dwumetrowego zwyrola − nic dziwnego, że nazwano go najważniejszym z Jasonów. Hodder to nieustraszony, świetnie wyszkolony kaskader (widzimy go, jak przez czterdzieści sekund płonie żywym ogniem); jego aparycja jest wręcz uderzająca. Drobiazgowa charakteryzacja pokazuje, że w ciągu dekady skatowano Jasona straszliwie: spod poszarpanego kostiumu wystaje mu pogruchotany kręgosłup, maska hokejowa zakrywa obdartą z mięśni szczękę. Ekspresji z pewnością pozazdrościli Hodderowi zarówno Richard Brooker czy C. J. Graham, jak i grający w „Nowej krwi” „nastoletni” aktorzy. Wśród bohaterów drugoplanowych najwięcej uwagi skupiają na sobie waleczny Nick w wydaniu Kevina Spirtasa oraz Melissa (Susan Jennifer Sullivan) − podła sucz, która ma obłędne wyczucie stylu i z obłędną, socjopatyczną wręcz przyjemnością burzy w innych przekonanie o własnej wartości.
Nie jest to najstraszniejszy z „Piątków, trzynastego”, choć nadal znalazło się w nim miejsce dla kilku soczyście upiornych scen. W jednej − po latach mającej zainspirować remake „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” − Diana Barrows kryje się przed Voorheesem w ciekawie zaaranżowanej stodole-pułapce. Dziewczyna niemal czuje na sobie oddech mordercy, ale on jej nie widzi. Kolejna scena jest zaskakująco subtelna: upojony narkotykami David (Jon Renfield) wkracza do spowitej mrokiem kuchni, a w tle objawia się zakamuflowany Jason. Nie widzimy go od razu, bo jego ciało, choć monstrualne, pozostaje w bezruchu. Bezwzględna cisza i umiejętna zabawa przestrzenią kadru sprawiają, że sekwencja wywołuje uczucia niepokoju oraz zdumienia. Dwadzieścia lat później podobny motyw zagościł w „Nieznajomych” Bryana Bertino. (...)
Pełna recenzja: #hisnameisdeath
Jestem wielkim fanem tej serii, ale jak dla mnie ostatnią porządną odsłoną jest 6. "Nowa krew" niezbyt mi podeszła. To już nie ten klimat, muzyka i plenery. Wszystko jakieś takie suche, jałowe. No i jeszcze sama postać Jasona, czy raczej aktorstwo Kane Hoddera - również niezbyt mi się tu podoba. Jego charakterystyka jest kuriozalna, bardziej śmieszna niż straszna. No a kiedy Jason pod koniec traci maskę, i możemy podziwiać jego facjatę w całej okazałości. Cóź, jak dla mnie efekt jest kuriozalny. O wiele bardziej wolę Jasona z 3,4 i 6. Wtedy był w najlepszej "formie". Mroczny, silny i brutalny. Natomiast na plus 7 odsłony zdecydowanie jest "podła sucz Melissa". Tutaj pełna zgoda. Najfajniejsza postać tej części. Za to Nick to nieporozumienie. Drewno, drewno i jeszcze raz drewno.
Plenery: w "Jason żyje" są praktycznie jak w "Nowej krwi" - bardziej jesienne niż letnie. Muzyka: za wyjątkiem kilku nowych akordów ta sama co wcześniej, bo wykorzystująca soundtracki autorstwa Harry'ego Manfrediniego. Jason to bad ass w tej odsłonie, a Kane jest rewelacyjnym kaskaderem - bo nim ma bardziej być niż aktorem. Efekty są bardzo udane, odsyłam do klipu na YouTubie który pokazuje usunięte sceny śmierci (7 minut hardkorowego materiału).
Tak, Melissa jest zajebista. W ósemce jest chyba podobna postać (powtórka wkrótce). Do Kevina Spirtasa (Nicka) mam sentyment, bo wystąpił w paru innych horrorach.
Generalnie zgodzę się: to nie ten poziom co cz. 1-6 (a zwłaszcza 1-2). Ale ja doliczam jeszcze siódemkę do tych dobrych filmów - później jest już tendencja spadkowa.