Film już lepszy. Może dlatego, że człowiek nastawił się na coś strasznego. Bo książka... Nie ważne, czy to miało być dla kur domowych, niezaspokojonych nimfomanek, starszych pań w których znów diabeł zaczął palić etc. Ważne, że tej książki nie dało się czytać. Przy tym badziewiu harlequiny wyglądały jakby napisał je Shakespeare. Człowiek "czytał" a szkliwo na zębach się kruszyło od tego "języka". 10-latek, który nie przeczytał w życiu jednej książki napisałby coś lepszego z nudów, gdyby tylko mu się chciało. Film nakręcony na podstawie czegoś takiego z założenia musiałby być przerażająco denny, a wyszedł... kiepski. Czyli podsumowując, naprawdę nie powinniśmy narzekać.