dziś obejrzałam i... spodziewałam się, że:
1) film będzie dłuższy
2) fabuła będzie bardziej skomplikowana
3) nie skończy sie "happy end'em"
i z tej strony sie rozczarowałam, ale raczej pozytywnie.
Mówiąc szczerze nienawidze matematyki i samych liczb, z tego powodu może ktoś mi zarzucić, iż filmu nie zrozumiałam, ale myśle, że uczuć związanych z tym filmem jest tyle ile ludzi na Świecie, i każdy zrozumie go inaczej, albo wcale :D
Dla mnie film skończył sie happy end'em bo Max wkońcu przestał patrzeć na Świat przez pryzmat liczb... i z tego się nie zmiernie ucieszyłam :)
POZDRO
Ten happy end nie jest taki oczwyisty. Pi jednak to dobry film, ale nie tak genialny jak nastepne filmy Arronofskyego.
Happy end jest w tym wypadku jak najbardziej uzasadniony, stanowi wrecz moral filmu.
O ile dobrze pamiętam, to samobójstwa nie popełnił, tylko dokonał dość brutalnego zabiegu na swojej czaszce, wywiercając w niej dziurę wiertarką, przez co pozbył się swojej przykrej dolegliwości i (niestety) niezwykłych umiejętności :)
Acha, wywiercił dziurę w czaszce i mu wypadła inteligencja ? Była w formie gazu czy ciała stałego bo nie widziałem ?
No to ciekawa interpretacja. Po prostu chyba masz dobry nick.
Wiesz, taki wniosek można było wyciągnąć z filmu.
W każdym razie w tym człowieku, po dość brutalnym potraktowaniu swojej czaszki, coś się zmieniło. Można by nawet powiedzieć, że "coś pękło" (i nie chodzi tu wcale o głowę).
Ale może poprostu ja mam zły nick i powinnam go zmienić na "Głupia_Neuve" albo "nie_grzesząca_inteligencją_neuve"?
Jimbo ;) W wyniku uszkodzenia mózgu może dojśc do obniżenia ilorazu inteligencji, szybkości kapowania czy zdolności analizowania i wyciągania wniosków itp. jak zwał tak zwał. Przykładem są choroby, nieudane operacje czy osoby po wypadkach ;) Fakt dziwne że po aż takim uszkodzeniu bohater zachowuje sie normalnie, ale jest to możliwe. Pozatym jest to pewnego rodzaju (moje zdanie) symbolizm bo mózgów w miejscach publicznych tez sie nie widuje.
Moim zdaniem to było obrazowe. Reżyserowi nie chodziło raczej o logiczny ciąg zdarzeń. Najpierw sobie przewierca troszeczke czaszkę, a później siedzi na ławce ;) No bez przesady ;)) Nie bierzmy wszystkiego dosłownie.
To raczej końcowa konkluzja filmu i powód do zastanowienia - czy lepiej "patrzyć Bogu na ręce", czy żyć w błogiej nieświadomości. Świadomość może być czasem przekleństwem, a nie darem. Tak ja to odebrałem.
Ja film odbieram jako opowieść o zbyt wygórowanych ambicjach. o celach, których nie można osiągnąć nawet jeśli poświęci się ku temu wszystkie środki. Ostatnią scenę odbieram jako pewnego rodzaju wyzwolenie z pędu ku wiedzy, ku poznaniu.
Co do tego mózgu... wszytko ma zachowany totalny realizm. Kiedyś w ameryce zwykły kolo jechał samochodem do domu z pracy. Była zima więc zrobiło się już ciemno. wpadł w poślizg i przydymił w sterte drutów (takie twarde stalowe prenty używane jako podpora dla roślin lub broń na stadionie). gdy przyjechała karetka zastali gościa przybitego do fotela takim prentem. Oczywiście wystawał z głowy. Byli troche zaskoczeni gdy gość spytał :Czy moge to już wyjąć". Okazało się że gościu żył i nic m się nie stało. Późniejsze upośledzenia spowodowane były wyciąganiem prenta ale samo jego wbicie i obecnosć nie powodowały upośledzeń.
przypadek opisany na łamach jednego z najpopularniejszych czasopism medycznych w ameryce.