Wyraźnie nakreślone studium obłędu i szaleństwa głównego bohatera Maxa Cohena opętanego matematyczną wizją wszechświata. W wędrówce ku poszukiwaniu prawdy zagubi się w pewnym momencie w swej pysze, która każe mu czuć się wybranym. Wyścig z czasem przypłaci ogromnymi bólami głowy, przewiercającymi jego przepracowany mózg (do naszych uszu dobiega dręcząca, świdrująca niemiłosiernie muzyka). Autentyczność bólu wykracza poza ramy filmu ingerując w umysły niejednego widza.
Dla Cohena matematyka jest jedynym istniejącym językiem wszechświata, zjawiska zachodzące w przyrodzie są wyrażane za pomocą symboli matematycznych, zaś sama matematyka posiada gotowe już istniejące modele w przyrodzie (przejawiający się w filmie motyw fraktali). Wszystko co nas otacza, a przynajmniej co otacza Maxa da się przełożyć na język znaków, cyfr i symboli matematycznych (tkwiących w jego umyśle jako gotowe wzory, które należy natychmiast przelać na papier). Ten obłęd oraz iluzja bycia o krok od znalezienia zaszyfrowanej liczby symbolizującej byt zaprowadziły jego guru - słynnego Profesora matematyki do wylewu a w konsekwencji do śmierci. Nie stanowiło to jednak ostrzeżenia dla głównego bohatera, który nadal chce prześcignąć czas i zdobyć odpowiedź na wszystkie egzystencjalne pytania. Na te pytania chcą również znać odpowiedź dwie organizacje: z Wall Street i grupa ortodoksyjnych Żydów. Ci pierwsi pragną dzięki "liczbie" Cohena prosperować na giełdzie i zawładnąć nią, drudzy rozszyfrowując Kabałę natknęli się na trop zaszyfrowanego języka żydowskiej biblii, który można przełożyć na język cyfr. Nie mogą jednak znaleźć imienia Boga - jedynego prawdziwego imienia wyrażonego za pomocą 216-cyfrowej liczby. Dlatego nasz bohater zostaje dzięki swej niesamowitej wiedzy wplątany w wątek sensacyjno - spiskowy. Jego mózg staje się elementem przetargowym pomiędzy obiema grupami, a on sam narzędziem w rękach krwiożerczych manipulantów, którzy za wszelką cenę zdobędą cel, jakim jest niewiadoma liczba. Ten wątek jest jednak mało istotny. Ma jedynie pokazać utratę kontroli człowieka nad swoim mózgiem wypełnionym nie do końca chcianą wiedzą....................... .
Najciekawszym jest ukazanie dwu światów przeplatających się niezwykle harmonijnie między sobą - świata przyrody i zjawisk w nim zachodzących, tworów człowieka oraz samej matematyki jako wiedzy niemalże tajemnej rozwiązujące problemy metafizyczne. Empiryzm w zgodzie z transcendencją na przekór istniejącym prawom we wszechświecie.
Film kończy się sekwencją wyzwolenia umysłu spod ciążącej na nim odpowiedzialności za losy świata (symboliczne przewiercenie mózgu = ucieczka myśli) i radości z tego faktu płynącej. Kartezjuszowskie "wiem, że nic nie wiem" daje upust szczęścia bohaterowi, który przestał być wreszcie dręczony manią prześladowczą swej wcześniejszej wizji. Być może właśnie teraz świat przestał składać się z cyfr i matematycznym znaków. Chaos zamienił się w Ład. ...................
Edi Pranayama
dwie rzeczy
1. Mnie się wydaje, że Pi dowodzi właśnie niemożliwości zgody, jak to nazwałeś, "empiryzmu z transcendencją". Szaleństwo i cierpienie głównego bohatera wynika właśnie z tego, iż próbuje on tego dokonać, wzbić się ponad rzeczywistość za pomocą metod empirycznych - pewnego rodzaju symbiozy swego geniuszu z komputerem; próbuje, ale przecież mu się nie udało, prawda?...
2. "Wiem, że nic nie wiem", to chyba nie Kartezjusz powiedział, he he... ;)