Zastanawiam się, czy Neil Armstrong rzeczywiście był takim chmurnym i ponurym człowiekiem, jak go przedstawił Gosling w swojej kreacji. Czy może to tylko moje takie wrażenie. Szczególnie smutna była ta scena końcowa, gdy spotyka się z żoną po osiągnięciu takiego sukcesu i nawet nie wysilił się na uśmiech. Dziwne to.