Niezłe kino przygodowe. Bardzo podobała mi się rola Geoffreya Rusha, który zagrał najlepszą rolę filmu. Tak, nie Johnny Depp, który owszem zagrał fajnie, ale Akademia Filmowa mocno przesadziła z tą nominacją do Oskara. Szkoda, że reszta obsady nie dotrzymała kroku ani Rushowi, ani Deppowi. Knightley i Bloom wyraźnie robili za ozdobniki (odpowiednio męskiej i żeńskiej publiczności).
Co do samego filmu, to momentami się dłużył, a humor był nierówny - od żartów trafionych, po żarty zupełnie nietrafione. Także logika czasami zawodziła ale tutaj akurat nie będą się czepiał, bo to miało być lekkie kino przygodowe i takowym właśnie kinem jest obraz Verbinskiego. Kinem przyjemnym i nieco odświeżającym skostniały od jakiegoś czasu gatunek filmu pirackiego.