Kiedy zaczynam narzekać na kiepskie amerykańskie fimy, oni robią coś takiego i nagle znów wiem dlaczego Hollywood jest stolicą światowego kina. Oto prawdziwa magia prosto z amerykańskiego studia, oto mistrzostwo, w którym nikt nie jest im w stanie dorównać, oto ich wielka potęga.
"Piraci z Karaibów" nie mają w sobie żadnych wartości intelektualnych. Są puste niczym wydmuszka... i równie cudowni. Twórcy snują przed widzami zachwycającą baśń, która oczaruje zarówno młodych jak i starych. Oglądając to puste cacko poczułem się jak dziecko i oto chyba chodzi. Historia miejscami jest bardzo bez sensu, ale kto by na to zwracał uwagę. Do tego obsada aktorska. Depp i Rush grają zaskakująco dobrze (jak na taką produkcję, bo co do ich umiejętność aktorskich to nie mam najmniejszych wątpliwości), zaś Bloom i Knightley wyglądają cudownie. Gdy dodać jeszcze wspaniałe efekty specjalne powstaje zapierające dech w piersiach widowisko.
Przyznaję, że pod koniec trochę mnie to wszystko męczyło. Jednak mimo wszystko warto raz na jakiś czas zajrzeć do krainy marzeń.