Ta częśc jest najlepsza z całej trylogi. Najbardziej mi się podobała finałowa scena walki, zatopienie Lorda Becketta oraz Barbossa w roli "księdza" jak udzielał ślubu Elizabeth i Willowi, to było komiczne :)
Chyba kpisz. Z każdą kolejną częścią jest coraz gorzej. Aż strach pomyśleć, że mają powstać jeszcze dwie...
Akurat te udzielanie ślubu było beznadziejne, mnie bardziej śmieszyły miny Sparrowa. ;) Przykładowo, kiedy Beckett powiedział, że jeśli chcą ujrzeć zdrajcę, niech spojrzą w lewo, on też spojrzał. :D Lub kiedy jeden z tych 9 pirackich królów krzyknął coś głosem, który zupełnie nie pasował do jego postury i wieku - Jack lekko przechylił głowę, mignął oczami i odsłonił górną wargę. Super akcja. :) 
 
Również uważam, że to najlepsza z wszystkich dotąd powstałych części, szkoda, że już nie będzie Turnera i Swann, chociaż Turner mnie irytował, to jednak bez nich to nie będzie to samo...