No cóż. Będą państwo świadkami moich nieudolnych prób pisania Pirackiego fanfika. Licze na zajadłą, ostrą krytykę. Schrupcie mnie. I to nie jest żadna kokieteria.
A. Jeszcze jedno. Tekst hoist the colors zmieniłam świadomie. Mam nadzieję, że nikt nie ma z tym problemu. A jak ma- to niech siedzi cicho.
***
Słońce powoli chyliło się ku morzu, zupełnie tak, jakby było dziewczyną rzucającą się w ramiona dawno niewidzianego kochanka. To była ulubiona pora klientów ?Karczmy pod Obwisłym Cycem?. Rano bywało tu dla nich zbyt spokojnie, wieczorem zaś rzadko kiedy miewali jeszcze energię na wszczynanie jakichkolwiek burd. A popołudnie... cóż. Popołudnie było idealne. Popołudnie było porą, którą dobra pani Kalipso wymyśliła specjalnie z myślą o nich.
Nie wszyscy jednak przyszli tego dnia do Karczmy, aby brać udział w jakichkolwiek awanturach. Dla niektórych to miejsce było bezpieczną przystanią, do której zawijali po latach bezsensownej tułaczki, wyspą, gdzie zawsze mogli znaleźć kogoś, kto otrze ich łzy i przygotuje do dalszej wędrówki - słowem, było domem.
Niektórzy przychodzili tutaj, żeby zapomnieć. Niektórzy po to, żeby pamiętać.
Żaden jednak z nich nie zauważał siedzącego na dużym krześle, w samym rogu sali, drobnego chłopca, ubranego w łachmany, z drewnianym mieczem za pasem i kuflem piwa w dłoni. Napój niezbyt mu smakował ? był gorzki i piekł go w przełyk, jednakże nie mógł zamówić tutaj nic innego, a mama nauczyła go, że nie powinien narzekać, ponieważ mogłoby to kogoś urazić i zostać uznane za niegrzeczne. A on zawsze starał się robić to, co radziła mu mama.
Chłopiec siedział więc przy stoliku, popijając jeszcze przez chwilę piwo, po czym odstawił kufel na podłogę i począł śpiewać dobrze znaną wszystkim obecnym tego dnia w karczmie pieśń.
- Król wraz z swymi ludźmi królową porwali ? zaczął niepewnie, jakby bojąc się, że przeinaczy słowa tak ważnej dla niego piosenki - i ludzki nadali jej kształt ? rozsiadł się wygodnie na krześle, robiąc długą przerwę na oddech, po czym podjął już o wiele pewniej - Morza już wkrótce naszymi będą, potęgę straszliwą kamraci posiędą, każdą drogą zawładniemy, każde morze zdobędziemy.
Chłopczyk śpiewał cichutko, machając nóżkami w powietrzu. Sprawiał wrażenie tak oderwanego od rzeczywistości, w której się znalazł, że aż trudno było nie zwracać na niego uwagi. Jednym z wielu obserwujących jego wokalne poczynania, był siedzący przy stoliku obok z coraz mniej spokojną miną, rosły mężczyzna, spoczywający majestatycznie w otoczeniu młodziutkich, smukłych jak osa ślicznotek.
- Zamknij się, szczeniaku! ? ryknął nagle, smagając rozchichotaną damę bynajmniej nie ciężkich obyczajów po odsłoniętym udzie- Rozmowę nam przerywasz!
Chłopczyk spojrzał na nich zbolałym wzrokiem, zupełnie tak, jakby ktoś uderzył go w twarz. Po jego wystających policzkach zaczęły płynąć małe łezki. Nawet nie zauważył, kiedy tanecznym krokiem podpłynęło do niego drobne dziewczę i położyło mu dłoń na kościstym ramieniu.
- Słyszałam Cię ? rzekła po prostu dziewczyna, uśmiechając się miło. Chłopiec spróbował odwzajemnić uśmiech, niestety, nie wyszło mu to najlepiej i musiał szybko ratować się spuszczeniem głowy, tak, żeby niewiasta nie widziała haniebnych kropel, którymi aktualnie miał usmarowaną całą twarz. Mama zawsze powtarzała mu, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie powinien płakać w towarzystwie kobiety. Jego ojciec nigdy na pewno nie ryczał przy żadnej babie. Jego ojciec...
Dziewczyna pokręciła ze smutkiem głową. Miała miękkie, kasztanowe włosy, gęste rzęsy i całkiem pokaźne braki w okolicach klatki piersiowej, jej pociągła twarz posiadała zaś trochę głupkowaty wyraz nieustannego zdziwienia.
Przypatrywała się tak płaczącemu ze spuszczonym łbem chłopcu jeszcze przez chwilę, a potem rozłożyła długie ramiona i pochwyciła malucha w objęcia, pozwalając mu rozszlochać się w czeluściach swojej przepastnej, odrobinę za dużej sukni, głaszcząc go jednocześnie po drobnej główce.
- No już, już, cichutko ? powiedziała spokojnie głębokim, niskim głosem - Nie przejmuj się tym podstarzałym gronostajem, ślicznie śpiewasz.
Maleństwo chlipnęło głośno, wciągając hałaśliwie zawartość obu dziurek nosowych z powrotem na swoje miejsce.
- Tata... ? jęknął żałośnie, pocierając pieczołowicie załzawione ślepia - tę piosenkę śpiewał mi tata...
Niewiasta już otwierała usta, z zamiarem powiedzenia czegoś, co byłoby jednocześnie radosne, refleksyjne i pokrzepiające na duchu, malec jednak nie dał jej dojść do głosu. Szarpnął się gwałtownie, odepchnął ją stanowczo i zanim się spostrzegła, już był przy drzwiach, łypiąc na nią przeraźliwie. Po chwili jedynie trzask skrzypiących drzwi przypominał o tym, że jeszcze kilka sekund temu w tej karczmie znajdował się jakikolwiek chłopczyk. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach, po czym ostentacyjnie ziewnęła.
- Biedny mały ? mruknęła bez zainteresowania. W sumie, trudno było się dziwić jej obojętności. Bądź, co bądź, czasy były ciężkie, mężczyźni codziennie odchodzili, zabijani z głupich powodów, w karczmach, czy na ulicach, a małym chłopcom zostawały po nich jedynie fragmenty garderoby i wyświechtane, do bólu ckliwe wspomnienia, niczym wyjęte z idiotycznej opowieści dla sfrustrowanych kobiecin.
Dziewczyna wzruszyła delikatnie ramionami i pozwoliła sobie na głębokie westchnięcie. Głos szczeniaka wciąż jeszcze przyjemnie dźwięczał jej w uszach, pobudzając zupełnie nieznane jej dotychczas rejony pamięci, budząc do życia zamazane sceny z przeszłości, które prawdopodobnie nigdy nie miały miejsca. Dźwięki układały się w jej głowie precyzyjnie, tworząc zupełnie nowe obrazy, które sprawiały, że ciężar na jej piersiach stawał się jakby lżejszy. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Yo-ho ciągnijmy razem, bandera na maszcie lśni ? podjęła głośno, nie zwracając zupełnie uwagi na pełne dezaprobaty uwagi obściskującej się przy stoliku obok pary - Yo-ho, zbrodniarze i kłamcy, śmierć żywcem nie weźmie nas!
Powtórzyła refren jeszcze kilka razy, próbując jakby przekonać samą siebie do tego, co śpiewa, a potem zamilkła, obserwując ponurą klientelę ?Karczmy pod Obwisłym Cycem?. I trwałaby w owych obserwacjach zapewne jeszcze kilkadziesiąt godzin, gdyby nie szarmancki głos, rozlegający się tuż nad jej uchem:
- Szeźdź malenkaaaa....
Dziewczyna odwróciła się szybko i ze zdziwieniem odkryła, że oto stoi twarzą twarz z, na pierwszy rzut oka, dosyć niepozornym marynarzem, uwodzicielsko szczerzącym do niej czarne, pokryte grubą warstwą brudu zęby.
- Ekhem. ? chrząknęła nieznacznie, próbując nadać swojej idiotycznej minie chociaż cień zdecydowania - Nie wydaje mi się.
Mężczyzna w dalszym ciągu nie zamierzał rezygnować z pokazywania jej swego cudnej urody uzębienia.
- Niepoznajesssszmnieeęęę? ? zapytał tonem udającym urażony - Tojajezdem panem siedmiumóóórzioceanów.
- Ta, jasne. ? cienka brew dziewczyny powędrowała ironicznie do góry - A ja mam całą hodowlę pawi. A jeżeli wypijesz tego wieczora jeszcze jeden kufel, to zaraz będę miała następnego do kolekcji.
- Zo? ? mężczyzna łypnął na nią podejrzliwie, przerażając się zapewne, że oto owa dziewoja jest cudzoziemką i przemawia do niego w jakimś dziwnym, niezrozumiałym języku.
- Tak, to było takie bardziej uprzejme ?nie wydaje mi się?.
- Szegochcesz? ? mężczyzna, mimo promiennego uśmiechu, zdawał się być bliski płaczu. Dziewczyna spojrzała na niego współczująco.
- Przyjdź do mnie, jak wytrzeźwiejesz ? poprosiła łagodnie, przesuwając się jednocześnie w kierunku drzwi - Z pijakami nie prowadzę konwersacji, bo one zazwyczaj źle się kończą. Jestem matką trójki dzieci, coś o tym wiem.
Marynarz wciąż szczerzył kusząco kły, najwyraźniej nie rozumiejąc z jej przemowy ani słowa.
- Chozemnądokajuuuuty! ? zażądał nagle, chwytając ją stanowczo za rękę. Dziewczę pisnęło głośno, urażone do głębi, jej krzyk jednak nie zrobił większego wrażenia na nurzającej się w rozpuście i wszelkiej maści alkoholu gawiedzi.
- Nie! ? obwieściła głośno, starając się wyrwać z jego żelaznego uścisku - Łapy precz, cmentarna gnido!
- Nochooo! ? marynarz najwidoczniej nie uznał jej argumentacji za dosyć racjonalną, ponieważ wciąż kurczowo trzymał ją za ramię.
- Nie! Zostaw mnie, kaszalocie! ? sprzeciw dziewczyny był coraz bardziej agresywny
- Nochobedziemiło! ? mężczyzna wciąż wydawał się nieprzekonany. Niewiasta spojrzała na niego z irytacją, po czym prychnęła głośno i łypnęła na niego ostrzegawczo.
- Bardzo nie chciałam, żeby tak się to skończyło, ale chyba nie mam innych argumentów.
- Co?
Mężczyzna zamrugał gwałtownie, po czym upadł na ziemię, rażony całkiem wprawnym prawym sierpowym swojej drobniutkiej towarzyszki. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfująco, kopiąc marynarza w brzuch, który to, wbrew wszelkim zasadom dobrego wychowania, zwymiotował na drewnianą podłogę.
- Gówno. ? obwieściła z niekłamaną satysfakcją - Sam sobie idź.
A potem odeszła, unosząc głowę do góry jeszcze wyżej, niż zazwyczaj. Tego dnia poszła spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
cdn. czy coś.
Nieźle, podoba mi się=). Na serio świetnie piszesz. Zainteresowało mnie to, czekam na dalszy ciąg. Chciałaś krytyki, ale na razie jeszcze nie ma czego krytykować, może po następnym fragmencie. Pozdro