... wysmienity. Wspaniałe efekty specjalne, wspaniałe stroje, statki... Rewelacja. Byc może zarzucicie, że za duzo tego, ża zbyt przesadzone, ale jednak pięknie wykonane. Do teraz mam w pamięci tą chwilę gdy Davy stoi na maszcie, a Jack na linie lata w okół niego, zdobywa bodajrze pistolet i jest taki moment, taka króttka chwila gdy jest ta akcja tak jakby pokazana z punktu widzenia Jacka... Bardzo zapadło mi to w pamiec.
Jeżeli chodzi o humor. Trudno powiedzieć. Myślę, że 1 część pod tym względem była najlepsza. Ba! na pewno! W 2 było juz mniej, a 3 można wyróżnić pare scen, które rzeczywiscie rozśmieszaja (do jednej z najważniejszych bez wątpienia jest scena ślubu Willa z Elizabeth, Rush jako Barbossa jest rewelacyjny w tym momencie xD).
Może to było tylko złudzenia, ale na początku film wydawał się taki rozciągnięty. Brakowało tej szybkiej, pełnej zwrotów akcji, która charakteryzowała pierwszą czesć oraz w dużym stopniu 2. Nie jestem znowu jakąś maniaczką sensacji, absolutnie nie. Ale tutaj czegoś brakowało.
Strasznie spodobał mi sie Geoffrey Rush, tzn. już wcześniej po pierwszej cześci uważałam Barbossę za świetna postać, ale tutaj był taki.. hm... tak obrzydliwie sympatyczny. I do tego jako kapitan tak dumnie wyglądał. Wychodziły muy zarówno sceny śmieszne jak i te w których musiał postraszyc, czy zachować powagę.
Bill Nighy jako Davy Jones również był zabójczy. Davy w tej części jest.. hm... nieco (;]) bardziej romantyczny. Ale i tak cały czas czekałam na seny z jego udziałem ;]
Co do Blooma i Keira'y to nie będe sie nawet wypowiadać. Normalnie wg mnie są fatalni, a w tym filmie byli po prostu koszmarni. Niesamowicie mnie denerwowała drewniana twarz cudownego Orly'ego oraz późnijsze krzyki bojowniczej panny Knightley. Jako kochankowie, moje pytanie, gdzie tu była miłość?
A teraz najgorsza rzecz... przychodzi mi to niezwykle cieżko powiedzieć, ale Jack Sparrow. Depp był świetny, ale jakoś. Jakby to sformułować. Jego postac traciła pierwotną orginalność. Jak dla mnie nie wnosił juz tego co wcześniej do filmu. Była jakaś reklama, że jeszcze wiecej efektów, jeszcze wiecej akcji, jeszcze wiecej Jacka Sparrowa. Wcalnie nie było go znowu tataj tak dużo, albo po prostu nie zapadał mi już tak w pamieć. Kiedy walczył z Davym o serce, byłam za kapitanem Holendra. Brakowało mi w Jacku tej bezczelności, sprytu... stawał sie tutaj takim... takim zwykłym dwulicowym piratem. Nie wiem, czy ktoś jeszcze czuje tak jak ja?
Gdybym nie była tak "emocjonalnie zwiazana" z seria o tych cudownych piratach wystawiłabym ocenę w stylu 6,5 lub 7/10. Ale w tym wypadku trzeba uspokoić sumienie i dam to 8/10. =)
I zapomniałam dodać, a raczej się zapytać, skąd Hans Zimmer bierze pomysly na takie sountracki? Przecież to jest niesamowite... uwielbiam muzykę tworzoną przez niego.
Będę chodzić na każdy film do którego skomponował muzykę, to lepsze jak koncert ;]
:)
Zaczne od konca, bo to zapamietałam najbardziej.... radzę posłuchać innych Melodi skomponowanych przez Zimmera, jak chociażby "Król Artur", "Król Lew". A skad on ma takie pomysły? Ech...geniusza trudno zrozumieć.
Geoffrey Rusch jest najwiekszą i najjaśniejsza gwiazdą tego filmu. Szalenie podobała mi się scena w której obydwoje ze Sparrowem rzucali poleceniami na statku...no tak. Dwóch kapitanów na jednym okręcie to zdecydowanie za dużo.
Rzeczywiście scenografia, kostiumy jak i charakteryzacja jest doprowadzona do perfekcji i myśle, że z tej strony posypią się nagrody lub chociażby nominacjie.
Knightley i Bloom pozostawię bez komentarza.
Niestety scena o której wspomniałaś, nie zapamietałam. Wogóle nie potrafie jej odtworzyc w pamieci :)
Co do kpt. Sparrowa... no ja też odczułam lekki zawód.
6\10
Pozdrawiam serdecznie-Melody_Jodie
Jasne, ze znam melodie z Króla lwa, Króla Artura i wiele wiele innych... w tym momencie np. słucham z Black Hawk Down. Chyba nie uważasz, że oceniam tego kompozytora po jednym filmie...? :D
Tak, zgadzam się z tobą... Wojownicza panna Knightley xD Dobre, dobre. Co do Sparrowa to faktycznie było go tu jakby trochę mniej. Za to sceny humoru... O, tu się nie zgadzam. Ja tam wyłapałam mnóstwo perełek, np.
Jack: Możesz rzucić mój kapelusz.
Gibbs rzuca.
Jack: A teraz go przynieś. No już.
albo ten moment gdy Davy wchodzi do kajuty a tam Will i Beckett przy herbacie... xD
tego było wg mnie mnóstwo, nie chce teraz tego wypisywać wszystkiego :)
A muzyka... tak, to największy atut filmu :)
O przypomniała mi sie jeszcze niezła, kiedy Jack, Barbossa i kapitan(ka) Swann stoja przy tym stole, a reszta się bije, te sceny gdy "dyskutowali" na temat Kalipsy i:
Elizabeth: To obłęd.
Jack: To polityka.
To było ekstra xD
Owszem, było parę niesłych scen, ale i tak pod tym względem 1. była o wiele, wiele lepsza. Być moze dlatego, że to 1...
Swann: Ile ludzi/piratów (?)
kpt. Sparrow: I wszystkim im jestem winien pieniądze...
Masz racje, to również było swietne ;]
Zabójcza była również mina Geoffrey'a jak otworzył pod koniec filmu ta mapę i jego twarz była widoczna pzrez tą dziurę :D
Ech, no wlasnie problem z trzecimi "Piratami..." polega na tym, ze jako calosc, to jest cos strasznego.
Natomiast sa tam tak miodne sceny, ze chcialoby sie je ogladac x razy.
No i Davy Jones.
Jedna z najciekawszych postaci kina rozrywkowego wogole.
A co do Jacka...Wezcie przypomnijcie sobie jego rozmowe z ojcem. I nie chodzi mi o te hecne dialogi, a to tym, jak Jack chce przetrwac. No. Moze przyda sie bardziej w zrozumieniu postaci Sparrowa w tym filmie.