Ogólnie to nie jestem jakoś mocno wymagającym widzem, a Piraci z Karaibów to jedna z serii mojego dzieciństwa, właśnie wróciłam z filmu i mam kilka przemyśleń. Po pierwsze to jak jest w tytule jest lepiej niż było poprzednio, mimo że Na nieznanych wodach katastrofą nie było (bo zawsze mogło być gorzej), to tutaj miałam wrażenie że miało to wszystko więcej sensu - cel był konkretny, z fajnego moim zdaniem powodu, a nie bo po prostu ktoś tak chce :D. 
Oczywiście było wiele niedociągnięć, ale no rozumiem że musieli tak a nie inaczej to ugryźć. Co prawda twórcy mocno polecili z "rzeczami nadrzyrodzonymi", które nawet w piratach wydają się być niedorzeczne, aaale można to przeżyć :D. 
Z takich konkretnych rzeczy to według mnie film bardzo przewidywalny oprócz dwóch scen-jedna na samym początku i jedna z końcowych. 
Co do postaci to uważam, że Salazar to poezja sama w sobie, nawet głos ma zarąbisty, aktor zrobił świetną robotę - od teraz jedna z moich ulubionych postaci w Piratach. Okropienstwem była dla mnie postać grana przez Kaya'e(?), ale to może dlatego że po prostu nie cierpię aktorki, więc moja opinia może nie być obiektywna. A postaci Jacka Wróbla chyba nie trzeba oceniać :) 
Ogólnie bardzo polecam, u mnie wszystkie części mają po 10 i ♥ że zwykłego sentymentu, ale z czystym sumieniem mogłabym dać mocną 8. 
PS Zostańcie na scenie po napisach końcowych!