Filmweb traktuję raczej jako narzędzie do katalogowania obejrzanych filmów, nie bawię się więc w zabieranie głosu na forach, ale miałem wczoraj nieprzyjemność obejrzeć szeroko reklamowany sequel Pitbulla Patryka Vegi, najgorszy polski film, jaki zdarzyło mi się widzieć od czasu nieszczęsnej Hiszpanki i po prostu szlag mnie trafił. O ile jednak obraz Barczyka ratowała inwencja użytych środków wizualnych, to przez niemal dwie i pół godziny (!) Pitbulla po prostu wychodziłem z siebie. Już pominę to, że przedstawiony świat zaludniają cztery kategorie ludzi: twardziele, dziwki, cioty i Czeczeńcy (do tego życie wszystkich zdaje się krążyć wokół kwestii wymuszania haraczy z kebabowni), tu film wpisuje się po prostu w konwencję kina akcji dodając parę mrugnięć okiem w kierunku tej części społeczeństwa, którą denerwuje pałętające się po ulicach "pedalstwo w rurkach" oraz "brudasy".
Pominę też jakikolwiek brak spójności scenariuszowej, przez co miałem wrażenie, że oglądam trailer serialu (nie wiem czy ma być z tego serial, ale mnogość wątków na to wskazuje).
Tym, co najbardziej denerwuje podczas seansu jest całkowita antyfilmowość tego "dzieła", która przejawia się w tym, że NIEMAL KAŻDA czynność bohaterów jest przez nich jednocześnie relacjonowana. W Pitbullu jest więcej gadania niż u Bergmana, co więcej nie uświadczymy jakichkolwiek prób używania języka filmu! Tutaj wszyscy po prostu mówią, co zrobili/robią/zrobią za chwilę. Treść całości będziemy znali w stu procentach, nawet jeśli przez cały seans ani razu nie spojrzymy na ekran. Może to próba stworzenia kina skierowanego ludzi oglądających filmy podczas prasowania, gotowania, jedzenia obiadu, czytania wpolityce. pl itd., którzy na ekran spoglądają raz na minutę.
Są próby zrobienia czegoś oryginalnego na polskim gruncie - połączenie absurdalnego humoru (bardzo dobre postacie Ostaszewskiej i Oświecińskiego) ze scenami przemocy przypomina trochę kino azjatyckie, ale są to zaledwie wysepki w morzu kału, jakim jest ten pseudo-film. Plus za poczucie humoru dla artysty, co wrzucił mającego dwie kwestie Królikowskiego na plakat.
Ciekawostka: na moim pokazie obecny był Tusk, ciekawe czy mu się podobało.
Chyba przesadzasz. Film nie jest zły. Chyba że snobujesz na radzieckie filmy z lat 70 albo smęty Latino, gdzie wszyscy poruszają się ospale (gorąco przecież), powiedzą coś od czasu do czasu i przez 2 minuty obserwujemy kręcący się wiatrak przyczepiony do sufitu.
Film jest o przestępcach i policjantach, a normalni też tam byli, jak np. ta rodzina od kebaba, która zginęła albo żona "Babci". Po prostu film ma taką tematykę, a wątków pobocznych, typu szczęśliwe życie rodzinne policjantów, nie było.
"NIEMAL KAŻDA czynność bohaterów jest przez nich jednocześnie relacjonowana"
To, to gruba przesada. Może były jakieś momenty, że relacjonowano co się dzieje na ekranie, ale i tak same teksty to za mało. Jest taki film z Robertem Redfordem o tym, że utknął na środku oceanu w zniszczonym jachcie i tam padło tylko kilka słów, a akcja działa się bardzo powoli - faktycznie, jak go oglądałam to tylko rzucałam okiem od czasu do czasu na ekran i wiedziałam co się dzieje, ale na pewno w Pitbullu tak nie było.