Film to jedno wielkie gówno. Praktycznie nigdy nie wypowiadam się na filmwebie po seansie, ale tym razem aż ręce opadają. Jedynych plusów jakich zdołałem się doszukać to Piotr Stramowski, który sprostał poziomowi Pitbulla (mam tutaj na myśli także serial) sprzed dziesięciu lat oraz rola Mai Ostaszewskiej (która i tak była lekko przesadzona). KONIEC PLUSÓW. Reszta to totalne dno, zaczynając od dialogów, aktorstwa, klimatu aż po muzykę, która w serialu, skomponowana przez Radka Lukę, była największym atutem. Porównuję do poprzedniej części, ponieważ reżyserem także był Vega, a moje oczekiwania przed pójściem do kina były wysokie. Niestety, poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, a Pitbull. Nowe Porządki nie był dobry nawet w połowie. Dobra, jeszcze szybko polecę: Linda kompletnie nie trafiony, Agnieszka Dygant zero, a dwójka bohaterów z poprzedniej części, Królikowski i Kula pojawili się łącznie na ekranie kilkadziesiąt sekund... (czytałem trochę recenzji i to miał być niby wielki plus, aha). Klimat? Klimatu w tym filmie nie było czuć przez ani sekundę, chyba że ktoś ma na myśli ten komediowy... Motyw muzyczny, który był mocno podje...y od Luki, leciał przez całe dwie godziny, oprócz napisów początkowych i końcowych, gdzie puścili piosenkę, która podsumowuję cały ten film. Ostatnie minusy to nadmierna brutalność, krew, bla bla. Ogólnie nie wiem po co to. Zbędne, chyba że ktoś idzie do kina się porzygać. No i jeszcze zdjęcia. Po prostu denerwowało mnie to, że 50% ujęć było z lotu ptaka. Rzeczywiście innowacja. Dziękuję, tyle miałem do powiedzenia. Możecie mnie jeździć, bądź nie. Ja w każdym razie na żaden film Patryka Vegi już nie pójdę.