Trudno mi sobie przypomnieć polski film z bardziej zmarnowanym potencjałem. Bogusław Linda wracający do swojego imidzu z lat 90, historia mafijna, nowe cool postacie jak Majami, oparcie marki o kultowy serial. No ale Polak potrafi i spierdzielono to po mistrzowsku. Największą wadą tego filmu jest fatalnie napisany scenariusz. Jeżeli ktoś czytał książki Vegi to wie, że fabuła jest jeden do jednego spisana (zwłaszcza ze złych psów). Tam podział książki był niejako na dwie części: luźna anegdotyczna i druga opisująca jak rozbijano gang. Vega bez ceregieli połączył obie te części w jedną fabułę. Problem w tym, że tej drugiej części było za mało i trzeba pisać z głowy co panu Patrykowi nie wyszło. Widać to szczególnie na zakończeniu i z postaciami typu Zupa (fatalna rola i postać) które szczególnie odstają od pozostałości. Nadal jest to fajny akcyjniak, ale według mnie miał potencjał by jak Psy Pasikowskiego stać się kultowym.
Moim zdaniem przesadzasz. Fakt, książka to cała kopalnia różnych historii i gotowy scenariusz, ale sorry...Film ma swoje ograniczenia i Vega nie mógł skompilować tego wszystkiego w jedną spójną całość - z czegoś trzeba było zrezygnować, jakiegoś bohatera trochę przemienić, żeby ten prawdziwy nie wyrażał potem pretensji i roszczeń, innego złożyć z 2 albo 3 różnych, a pewne historię skleić w jedną.Ja też czytając książkę, miałam odczucie że niestety film jest gorszy.Po obejrzeniu filmu kilkakrotnie mam jednak odmienne zdanie - to dobry, a dla mnie osobiście bardzo dobry film. Ja wiem, że dzieło filmowe powinno świetnie oddawać ducha scenariusza, ale są takie scenariusze, których nie da się przełożyć 1:1 i moim zdaniem tak jest właśnie z "Pitbullem". Trochę nieładnie upraszczając "Pitbull" to nie "Duma i uprzedzenie" - pewne gatunki jest trochę łatwiej z gruntu książkowego przełożyć na grunt filmowy, a z innymi jest trudniej.Z kinem sensacyjnym czy też raczej sensacyjno - obyczajowym jest właśnie trudniej i mam wrażenie, że w tym przypadku samo medium ( książka - film) też niesie za sobą jakąś trudność w odniesieniu do typu kina, po prostu. Myślę też, że Vega miał głęboka potrzebę przemielenia tej tematyki - w tematyce przestępczości siedział przecież od wielu lat, poznał wielu policjantów, którzy stawali się jego kumplami.Pokazali mu swoje życie, rodziny, poznał ich historię i ich problemy, cały brud związany z tą robotą, więc poznał i przestępców i najgorsze zbrodnie. Z jednej strony szybko się domyślił, że to świetny materiał na filmowy/serialowy scenariusz, z drugiej...Napisał książkę, która miała być zapisem tego wszystkiego czy tez już gotowym scenariuszem, a film był tego udokumentowaniem.On chciał się po prostu rozliczyć z tym wszystkim, czym żył przez lata. Film jest jego osobistym rozliczeniem z tym wszystkim, czym zdążył "nasiąknąć" przez cała lata słuchając historii policjantów i podglądając ich życie - to byli ludzie, których lubił i szanował.Wg mnie jest to niejako - wiem, że to zabrzmi baaaardzo górnolotnie - jakiś tam rodzaj hołdu złożony tym ludziom i ich ciężkiej pracy.Tych historii było naprawdę wieeeele, w filmie nie dało się zawrzeć wszystkiego - Vega wybrał to co uznał za najważniejsze, najbardziej bulwersujące i co najmocniej utkwiło mu w pamięci. Taki "kocioł", który w 100% jest zrozumiały przede wszystkim dla autora, ale mimo wrażenia,że mamy tu mix pociętych historii jednak zlepia się to w jakąś składną całość,chociaż po pierwszym seansie też miałam odczucie "drwienia" z widza. Dla mnie toj ednak dobre kino sensacyjno - obyczajowe, takiego u nas brakuje. Idealny ten film nie jest, ale wg mnie Vega dobrze oddał ducha tamtych czasów, dziękując i upamiętniając tych dobrych, którzy byli jego częścią.
Co do Zupy - myślę, że jego postać miała być taka jaka była, czyli przerysowana i przez to wręcz groteskowa, ale na pewno nie nijaka. Taki był zamiar i już wiadomo, że się udało - jedni uważają, że postać ciekawa i odjechana, a inni że fatalna i beznadziejna. Twoja opinia potwierdza to w 200%. Z resztą takie odjechane postaci jak Zupa to dla wielu twórców niezbędny kawałek ciasta w kinie sensacyjnym. W jakimś wywiadzie nawet wyczytałam, że Czeczot miał też swoje pomysły na te postać i były one bardziej porąbane niż to, co zobaczyliśmy w filmie...Wg mnie zagrał dobrze, chociaż niestety nie mamy żadnego punktu odniesienia - podejrzewam, że ten filmowy oryginał został "sklejony" z kilku postaci, a niektóre zachowania oczywiście wymyślono.
Nie porównywałbym twórczości Vegi do twórczości Pasikowskiego. Fakt, oboje tworzą przede wszystkim kino sensacyjne z rysem obyczajowym, ale robią to w inny sposób i skupiając się na trochę innych kwestiach, w sensie..."żądło" kłuje trochę inaczej u jednego i drugiego.I moim zdaniem "Pitbull: Nowe porządki" stanie się z czasem filmem kultowym. Porównywanie do serialu i filmu sprzed 10 lat uważam za trochę pozbawione sensu.
Wątpię, czy "Zupa" to postać przerysowana i groteskowa.
Raczej bardzo wiarygodnie przedstawiony socjopata sadysta.