Siemka, hm.. troszkę mnie zastanawia historia i ogólnie ta postać. Jestem świeżo po seansie. Chodzi oczywiście o Bogusia Linde czyli filmowego "Babcie".
Zastanawia mnie czemu on został gangsterem. Według mnie został on nim w momencie gdy wszedł na siłownie. W scenie w pociągu kiedy go poznajemy wydaje się normalnym ojcem i ułożonym człowiekiem, całkowicie przeciętnym a nagle 4 lata później staje się głównym w grupie mokotowskiej. Zastanawia mnie to czemu został tym gangsterem, dlaczego ? Jaki miał powód ? Tylko po to aby znaleźć gościa który uderzył jego syna ? Żeby mieć bandę która wpadnie do Poznania i zrobi co chce i nikt ich nie powstrzyma ? Podzielcie się swoimi teoriami i spostrzeżeniami, może coś przeoczyłem lub nie dostrzegłem jakiegoś szczegółu. Pozdrawiam !
Niestety nic nie wiemy o Babci, to jest postać zupełnie nie zrobiona, wszystkie jego wypowiedzi są o tym że komuś coś nakazuje albo grozi, nie wiemy czy jest psychopatą, czy ma jakieś uczucia, czy ma żal, czy ma jakieś(jakie?) motywacje(tych się można ewentualnie domyślać). A szkoda bo niektóre watki z jego udziałem można by opowiedzieć lepiej i nieco rozwinąć, ale to jest akurat problem całego filmu: wszyscy komunikują się ze sobą głównie zabawnymi grypsami a gdy mają się zacząć relacje osobiste i pojawia się szansa na normalny dialog to reżyser robi cięcie.
No właśnie, chodzi mi głównie o to, kim on był też zanim wszedł do siłowni i zaczął przejmować grupę. Bo szefem mokotowa nie był, a wyszyło tak że wszyscy się go tam bali. Mam uwierzyć w to że cała grupa gangsterska bała się jednego człowieka ? Nie zbyt mi to pasuje...
Kojarzę ze zaraz po akcji w siłowni wchodzi do swojego mieszkania które ubogo nie wygląda, auto też ma spoko więc taki motyw dla mnie odpadł... A po to żeby dopaść tego kolesia z Poznania jest płytki...
Właśnie o to chodzi... jakie ludzie mają teorię i założenia wobec tej postaci. Mi się wydaje że nie był, bo grupy żadnej chyba nie miał... i na siłowni chciał właśnie ją zdobyć.
myslisz ze to sie odbywa na tej zasadzie ze gosc pomyslał zeby byc gangusem, wpadł wiec na gangsterów, zabił ich lidera i zdobył grupe? bron tez musiał skad zdobyc. moim zdaniem był wczesniej gangsterem
zauwaz ze jak majami go zatrzymał wczesniej gdy jechał terenowka, to wydawało sie juz wtedy ze ma jakies kontakty, kazal majami dzwonic pod jakis numer, ktoś przyjechał, jakies papiery przywiozł...
no oni nie wiedzieli kim jest, zdobyć broń nie jest ciężko. Gdybyś wszedł do jakieś bandy, pokazał że masz jaja, zajebał przywódce to myślę ze mogli by się obsrać i się poddać. Hm.. jak się jest biznesmenem to o kontakty chyba nie trudno ;) Właśnie o to mi chodzi, co się stało przez te 4 lata, bo w pociągu mi się wydawał zwykłym przeciętnym gościem który pojechał z synem na mecz ; )
To nie był szef tej grupy tylko frajer na którym Linda musiał pokazać że się w tańcu nie pieprzy. Szefem tej grupy był ten Czeczen którego zabił krzesłem. Był wakat bo akurat siedział on w więzieniu to Linda przejął jego interesy.
Linda kozak musiał być wcześniej bo gdyby było inaczej to by go Zupa rozwalił jak tylko się odwrócił a nie gadał jak z kolegą.
W ogóle cała konstrukcja, że Linda zostaje gangsterem by pomścić syna nie trzyma się kupy bo po tym jak ten kibic dał się załatwić pokazuje że to był zwykły leszcz.
Takim zwykłym ojcem to chyba nie był, skoro zabierał dziecko na kibolskie wyjazdy, o których wiadomo, że różnie się może na nich dziać.
Postać niestety niedoprecyzowana, nie jest wyjaśnione, dlaczego 4 lata zajęło mu podjęcie decyzji o szefowaniu bandzie opryszków, nad którymi ewidentnie górował intelektem.
To niedoprecyzowanie + ostatnie bezsensowne pół godziny, to najsłabsze strony filmu.
Nielat poleciał do Stanów na końcu drugiej serii Pitbulla już w trzeciej serii go nie było a, że wydarzenia w tym filmie dzieją się już po trzeciej serii więc dlatego nie ma Nielata.
Łapka był najsłabszym ogniwem trzeciego sezonu. Złodziejaszek, napalony, troche kapuś, tylko by strzelał zamiast myslał.
Najlepsze są pewne niedopowiedzenia, pokazanie ludzkiej strony tej postaci dodaje filmowi trochę barwy, nie mniej trudno do końca zrozumieć motywację policjanta Majami dla którego przeciągnięcie łódki jest ważniejsze, niż zabójstwo 3 świadków w tym dziecka, trudno mi sobie wyobrazić, że nie chciał się dowiedzieć co się stało z dzieckiem ?
Trochę ta motywacja rodem z Kabaretu Moralnego Niepokoju - gość wymusza haracze, porywa ludzi, bo ma na utrzymaniu chorego syna. Jaka jest motywacja ludzi, żeby zostać gangsterem, czy prostytutką - najczęściej jedna i banalna - kasa, doszukiwanie się tam głębi nie ma po prostu sensu.
Film jest ogólnie spoko, podoba się. Ale właśnie ogromnym minusem są dla mnie niedopowiedzenia... troszkę ich za dużo jak dla mnie. Za dużo jest wątków które nie zostały rozwiązane.
Właśnie szkoda że nie pokazali co się działo przez te 4 lata, czym sie Babcia zajmował...
Niedopowiedzenia nie są niczym złym, no chyba, że jesteś takim widzem, który musi mieć kawę na ławę wszystko pokazane jak było po kolei, ale moim zdaniem większym problemem filmu jest to, że w końcówce siada trochę napięcie, nie czujemy walki z groźnymi gangiem, a część zachowań bohaterów jest irracjonalnych, np Majami w jakimś geście honoru zabrania policjantom znęcać się na Babką, bo przyciągnął mu łódkę i co już jest git ? Na początku mamy dość mocne sceny i nie mały kapitał emocjonalny, który spada i nie czujemy, że policjanci chcą rozprawy z gangiem za zabójstwo 7 osób plus 3 świadków.
Sam finał jest zresztą dość banalny prosiłoby się, że do Pitbulla coś dodać - nie wiem może trochę kina Michaela Mana - jakaś strzelaninę dynamicznie sfilmowaną, trochę brakuje, też relacji Majami z Goebbelsem - film ratuje drugi plan i zawsze ktoś rzuci ciekawym tekstem, ale chciałoby się, ze finał bardziej wbijał w fotel - tak nie jest - zdecydowanie bardziej wbija początek filmu.
Trochę się z Tobą zgadzam, jest na odwrót niż przynajmniej ja byłem przyzwyczajony i jak w sumie lubię. Osobiście wolę jak napięcie rośnie a nie maleje...
Co do niedopowiedzeń to fakt, są spoko ale nie zawsze. Ogólnie lubię sam sobie dopowiedzieć czy też wymyślić pewne rzeczy. Jednak czasem wydają mi się bezsensowne... czasem wolałbym się nie domyślać a mieć powiedziane co, jak i dlaczego. Jeżeli coś jest mniej ważną sprawą to okej, a jeżeli coś ma dla mnie większy sens to już bym wolał aby było to konkretnie przedstawione.
Myślałem właśnie ze Majami i Goebbels będą jakoś bardziej zintegrowani, przynajmniej po trailerze...
Czyli co spalenie kogoś żywcem w samochodzie to za słaba zemsta ? Miał go tygodniami torturować w garażu, czy jak ?
Po tym co jego grupa robiła niewinnym ofiarom porwań to przynajmniej to samo powinien zrobić temu kibicowi.
No i co to za spalenie żywcem jak od razu samochód wybuchł (co też jest kolejną żenadą w tym filmie) i gościu zginął na miejscu.
To jest szczegół, samochód wybucha po jakimś czasie, gdy Babka już odchodzi, jest to pewien skrót filmowy - zabił go - może nie był sadystą, po za tym płonął w samochodzie jakiś czas, co nie jest przyjemną śmiercią. Mało ?
Za to w celu zdobycia o nim informacji nawalano gościa kijem przez godzinę - niewspółmierne środki do końcowego efektu. Zabrakło Vedze pomysłu i pieniędzy na lepszy finał, stąd słaba śmierć kibica i jeszcze słabsza samego Babci.
No tak bo gościu nie mówił - to są jakieś szczegóły, a główny problem filmu jest taki, że początkowy kapitał emocjonalny jest roztrwoniony i akcja jest co najmniej mało logiczna - przez wybory bohaterów i tak Majami nie pozwala się znęcać nad Babką, bo ten przyciągnął łódkę, a jakby zapomina o ofiarach, zabitym dziecku - świadku, wydawałoby się, że postawy będą się zaostrzać wraz z ofiarami i na końcu prosiłoby się o jakiś mocniejszy finał - strzelaninę rodem z Gorączki Mana - coś nowego. Vega idzie tymczasem w komedię, film owszem ratują w jakiejś mierze postacie na drugim planie, ale akcja siada i finał jest letni.
Scena z łódką to powinna dostać Węża za najmniej logiczną scenę wszech czasów.
A finał to chociaż jakiś pościg i rozbiciem kilku aut po drodze a nie gościu stanął na parkingu i czeka w bagażniku aż go ktoś zabije. Nie mówiąc już o powtórce z Magdalenki - to był Vega w formie.
Finał jest kompletnie z d...y, podobnie jak scena z kibolem, który uciekł autem w pole całkiem nielichy hektar, a potem zamiast z niego wypaść i dać nura w gąszcz, czeka aż "Babcia" dowlecze się do niego z buta z kanistrem benzyny... :)
Co do finału a'la "Gorączka" Manna - litości, takiej strzelaniny chyba w żadnym innym filmie nie było, a miałaby być w ubogiej polskiej kinematografii???
Wrócić do wątku po 4 latach i całej serii kiepskich filmów Vegi, przy której ta produkcja i tak dawała nadzieję - bezcenne.
Czasami ktoś odpisuje i po 10 latach. Z perspektywy czasu to i tak dobry film, gdzie błędy można było wybaczyć i nawet człowiek się łudził, że Vega wróci na jakieś sensowne tory.
Ja nie twierdzę, że to kiepski film, byłby nawet całkiem do rzeczy, gdyby nie skopane ostatnie pół godziny.
Na szukanie logiki w gniotach vegi szkoda czasu, bo i tak się jej nie znajdzie. Nie zostało przedstawione żadne tło "Babci", jego motywacje czy psychologia. Po prostu jest, bo jest i to wszystko. Zwykła kukła z tektury, która jest zabawką w rękach nieudolnego scenarzysty.
Wrzucanie wszystkich produkcji Vegi do jednego wora z napisem: "gnioty" jest bez sensu, bo na pewno nie same gnioty nakręcił.
Ten film też nim nie jest, byłby nawet całkiem dobry, gdyby nie skopane ostatnie pół godziny.
Do tego momentu słabszym punktem jest w sumie tylko niedoprecyzowanie postaci "Babci".
Film oceniłem na 7 będąc na nim w kinie, dziś wybranie się do kina na film Vegi uznałbym za sporą ekstrawagancję.
Jest to całkiem udany powrót do Pitbulla i owszem film ma wady, scenariusz miejscami jest mało logiczny, ale tam gdzie zawodzi sama fabuła, film ratują aktorzy drugiego planu jak Tomasz Oświeciński, natomiast kolejne produkcję Vegi to już taki filmowy fast-food i to robiony taśmowo, gdzie wady produkcji miał przykryć różnego rodzaju hardcore, a więc połączenie brutalności z humorem, ale już niekoniecznie czarnym, bo u Vegi nie ma żadnego nawiasu, jest łopatologia.
Ten film jest takim wspomnieniem po Vedze, jakiego dało się jeszcze oglądać, z którym człowiek wiązał nadzieje, że coś z niego jeszcze będzie dla polskiego kina.
Dziś uważam go za szkodnika, który świadomie robiąc złe filmy buduje wokół nich otoczkę skandalu, jedzie na najniższych instynktach, a jednocześnie nie przywiązuje większej wagi do jakości samych produkcji, co z nich zostanie już nawet nie po latach,
ale po miesiącach, gdy opadnie medialna bieżączka.
Na tym tle filmy Kawulskiego jawią się jako warsztatowe majstersztyki i co ciekawe on
się rozwija jako twórca, producent, nie idzie po łebkach.
Akurat mnie osobiście śmieszy ten owczy pęd dowalania Vedze za każdą produkcję, trochę to zalatuje zorganizowaną akcją, ale to już nie moje zmartwienie.
Tylko trochę dziwne, że nagle wszyscy jadą po nim jak po burej suce i w czambuł potępiają wszystko (dosłownie), co do tej pory zrobił, choć kilkanaście lat temu były ochy i achy - po "Pitbullu", a i "Służby specjalne" nie miały złych recenzji.
Produkt jest produkt - jak powstaje za prywatną kasę, to jest ok, przymusu kupowania go (lub obejrzenia za darmo) przecież nie ma. Tymczasem najlepsze jest to, że jak V .coś nakręci, to chmara ludzi rzuca się to oglądać, a potem lamentować na forach, jakby się świat walił - tak im strasznie źle na jego filmach - a oglądać lecą... :)
Ja rozumiem, że nie wszyscy lubią ten sposób narracji filmowej, specyficznej, podobnej do wideoklipu (mnie taka narracja nie razi, typ ma swój rozpoznawalny styl) i nie zaprzeczam, że obniżył loty, za bardzo poszedł w ilość zamiast w jakość, ale uważam, że nie on jest wyznacznikiem obciachu w polskim kinie. Tu się naprawdę kręci masę gorszych filmów. I jeszcze te w kółko powtarzane banialuki o "żenującym aktorstwie"... :) (???)
W jego filmach jest sporo prawdy o ludziach (zwłaszcza, że o tych grzecznych zazwyczaj nie opowiada), jedne mu wychodzą - inne nie, a że sporo w nich elementów groteskowych? A mało to się wżyciu miesza dramat z groteską?
Z jego filmów, które obejrzałem tak naprawdę durny (ale to już do imentu) był film "Kobiety mafii 2".