Widziałem wiele złych filmów, niektóre były tak złe, że stały się kultowe. Ten jednak jest aż tak zły, że z czasem ma szansę, by stać się jeszcze gorszy, czego mu z całego serca życzę. Oceniając go trochę zawyżyłem notę ("1"), ale nadal nie dysponujemy oceną "0", której nie po raz pierwszy mi brakuje.
Jest to jeden z nielicznych znanych mi filmów sensacyjnych, w których dawka adrenaliny i wartkość akcji nie dorównuje tym, które są udziałem graczy w go.
Aby obejrzeć ten wyrób, trzeba być tak wytrwałym, jak budowniczy Biełamorkanału i tak odpornym, jak górnik z Workuty. Aby go zrecenzować, trzeba mieć słowotok, jak W. I. Lenin pospołu z J. I. Kraszewskim, jednak aby na nim zarobić, trzeba nazywać się Stallone. Sylvester Stallone. I przy okazji nie mieć ani za grosz wstydu.
Być może wystarczy, że w jego imieniu wstydzą się widzowie. W każdym mnie w czasie seansu było wstyd. No, ale nie nazywam się Stallone, nawet nie mam na imię Sylvester.