Właśnie wróciłam z pokazu przedpremierowego. Książka przeczytana już dawno, więc wypadało zobaczyć i film :) Choć nie do końca podzielam zachwyt niektórych recenzentów to jednak warto iść i naładować się pozytywną energią płynącą z filmu. Na pewno nie będzie to stracony czas.
A to mam pytanie do osoby, która widziała zarówno film, jak i czytała książkę. Nasunęło mi się ono bezpośrednio po zobaczeniu zwiastuna. Z zapowiedzi wynika, że reżyser (moim zdaniem niestety) rozwinął dość znacząco wątek romansowy, czego udało się uniknąć w książce. Rzeczywiście ten film poszedł w tę stronę, czy to tylko próba przyciągnięcia do kin fanów komedii romantycznych/melodramatów?
Wiadomo, że film i książka różnią się między sobą pewnymi szczegółami. Ale jeżeli chodzi o wątek miłosny to ja odniosłam wrażenie, że reżyserowi (i aktorom ;) udało się oddać ducha tych specyficznych damsko-męskich relacji łączących głównych bohaterów. W książce jest scena erotyczna, a z filmu (wg mnie słusznie) została ona wycięta, o czym mówi sam McGregor: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=RI0zbifVEFQ
Zdecydowanie zgadzam się z przedmówcą i polecam film, a czas spędzony nie będzie stracony. Film bardzo pozytywny z dobrze wyważonym humorem :)
już dawno się tak nie uśmiałam podczas seansu w kinie. inteligentne poczucie humoru plus zgrabna gra aktorska. polecam!
A mi po filmie pozostało sporo niedosytu. Uwielbiam Lasse Halstroma, książkę połknąłem po prostu i dlatego smaka sobie narobiłem nieziemskiego. A teraz mam mieszane uczucia. Kilka świetnych scen, rewelacyjna Scott Thomas i ... ten niedosyt pozostał. Nigdy więcej nie przeczytam książki, jeśli na jej podstawie będzie można później nakręcić film! ;-P
Po każdej przeczytanej książce i każdym kolejnym rozczarowaniu związanym z obejrzanym filmem obiecuję sobie to samo i po chwili chwytam za następną. Niemniej jednak życzę powodzenia ;)
A korzystając z okazji, że czytałeś książkę i może pamiętasz więcej niż ja, może mógłbyś mi przypomnieć kilka fragmentów?
SPOILERY
1) Dobrze pamiętam, że szejk i premier Wielkiej Brytanii giną? Kojarzy mi się scena, w której szejk ma szansę ocalić życie, ale stoi w wodzie i patrzy na nadchodzącą falę.
2) Wątek żołnierza. Rzeczywiście tak było, że koleś się odnalazł i przywieźli go do Jemenu robiąc całe show ze szczęśliwym odnalezieniem?
3) Zakończenie. Wydawało mi się, że w książce nie było typowego happy endu wątku romansowego. Może sobie to ubzdurałam, ale kojarzy mi się, że doktor wraca do kraju (nie do żony) i to na tyle.
Możesz rozwiać moje wątpliwości? Z góry dzięki.
Ja już też wszystkiego nie pamiętam, ale spróbuję odpowedzieć :-):
1. Szejk i Premier rzeczywiście utonęli.
2. Nie pamiętam dokładnie jak to było z wojakiem, ale chyba zginął, a już sceny w Jemenie to na 100% procent nie było.
3. Kompletnie nie było happy endu. Alfred pozostał z żoną, choć raczej było to małżeństwo na odległość. Czytając książkę trochę żałowałem, iż Harriet nie związała się z Alfredem, a w filmie to pozostanie razem mnie raziło. Człowiekowi jednak trudno dogodzić ;-P
Dzięki serdeczne. Właściwie to na podstawie wcześniejszych filmów można się było domyślić, że opowieść Hallström'a musi się zakończyć pozytywnie. Po moich ukochanych "Kronikach Portowych", i ogromnie lubianym Gilbert'cie (choć to chyba bardziej za sprawą Dicaprio) oraz Czekoladzie (tutaj niebagatelną rolę odegrała Binoche) pewnie wybaczę mu wszystko, ale muszę przyznać, że odrobinę zawiódł moje zaufanie przy okazji "Połowu łososia w Jemenie". Książka miała niesamowity urok i klimat, i to spojrzenie na temat z różnych perspektyw (maile, wycinki prasowe, fragmenty pamiętników) stwarzało ciekawy efekt. W filmie potwornie spłycili historię. Z tego co pamiętam opis książki rozpoczynały słowa "satyra na polityków", a film dołączył raczej do grona typowych komedii romantycznych - a komedii tylko dzięki Scott Thomas, która, mam wrażenie, w ostatnim czasie przeżywa swoje najlepsze lata w karierze.
"Kroniki portowe" to rzeczywiście fantastyczny obraz, w ogóle Lasse to mój ulubiony reżyser :-) Najbardziej jednak lubię jego "Wbrew regułom". Nigdy nie zapomnę jak kilka lat po kilkunastokrotnym oglądnięciu filmu sięgnąłem wreszcie po książkowy pierwowzór i byłem zdumiony różnicami. Kompletnie pozmieniane wątki z zakończeniem włącznie, a oba arcydzieła dla mnie. I pomyśleć, że zarówno autorem książki, jak i scenariusza filmu był sam John Irving.