Te słowa wypowiada pod koniec filmu jeden z bohaterów, a ja mogę je tylko powtórzyć. "Devour" to prawdziwy koszmar złego smaku. Twórcy wrzucili do jednego kotła tak wiele różnych pomysłów, że wyszła im z tego jedna wielka niestrawna papka. Za dużo udziwnień, za dużo pustych scen i bezsensownego miotania się bohaterów po ekranie. Poczucia strachu i niepewności jest tutaj tyle co kot napłakał, za to kiczowatości w najgorszym wydaniu jest o wiele za dużo. A przecież wystarczyło trzymać się jednego pomysłu i rozwinąć go sensownie, żeby powstał mroczny, choć może niezbyt oryginalny film. Nie sprawdziła się też obsada, znana głównie z małego ekranu. Niektórzy aktorzy wyraźnie uznali, że nie muszą w "Devour" wychodzić poza zakres dwóch min, jakie opracowali na potrzeby oper mydlanych.
Słowem: strata czasu.