Wiele lat temu, w latach 80-tych oglądałam PzA po raz pierwszy. Po wielu latach zapomniałam
wiele detali, więc nie skojarzyłam filmów, gdy obejrzałam AP. Gdy zdobyłam PzA na dvd to
oniemiałam. Wiele podobieństw, muzyka wręcz bezczelnie podobna, kadry z samolotem, klimat .
Nawet podobna ilość oscarów :/
tak to prawda i to jest przykład że akademia nie docenia nowości tylko wiecznie te same sprasowane schematy, w 1996 roku zamiast pacjęta mogli nagrodzić genialne Przełamujace fale albo Fargo.
Oba bardzo przeciętne, przejaskrawione i rozckliwione do maksimum romansidła.
Nie najgorsze, ale nie dorównują innym melodramatom, choćby takim jak "Cienista dolina", "Ostrożnie, pożądanie", "Tacy byliśmy", "Okruchy dnia" czy choćby "Wichry namiętności" z Hopkinsem.
Pozdrowienia
Lubię oba filmy za co innego, ale w dodatku w obu przypadkach książki są lepsze. Niektórzy użytkownicy uważają, że takie uwagi powinno się zamieszczać na forach czytelniczych, ale jeśli znam książkę, to zachęcam filmwebowiczów do przeczytania (podobnie jest z "Rzeką tajemnic" czy "Po prostu razem")
Również pozdrawiam
"Pożegnanie z Afryką vs Angielski pacjent." - co to za pomysł? Mozart czy Szopen? Kawior czy łosoś? Narciarstwo czy tenis? Itd., itp.. Bez sensu.
Mnie "Angielski Pacjent" podobał się o wieeele bardziej. Zawsze mam wrażenie, że ta historia jest przedstawiona bardziej "współcześnie", prawdziwie, realnie, bez zbytniej melancholii, a wzruszająco. Może ma z tym coś wspólnego też technika, AP został nakręcony 10 lat później. Poza tym wydał mi się ciekawszy przez różnorodność problematyki. "Pożegnanie" też jest wielowątkowe, ale dla mnie zbyt melancholijne. Po obejrzeniu pomyślałam tylko, że to dobry film. Po seansie "Pacjenta" mam ochotę natychmiast znaleźć się na pustyni.