Poszedłem na ten film oczekując dramatu albo nawet filmu detektywistycznego, a dostałem zwykłą propagandę wycelowaną przeciw uniwersytetom. Cała zawartość filmu składa się bowiem niemal wyłącznie z eksponowania wszystkiego co najgorsze w szkolnictwie wyższym. Choć motywem przewodnim tego filmu miały być dopuszczenie się przez Hanka molestowania seksualnego wobec Maggie oraz dawne traumy Almy to film zupełnie je marginalizuje na rzecz oczerniania wszystkiego co jest związane z pracą na uniwersytecie. Choć Hank był przedstawiany jako ktoś ważny, to pojawia się on tylko na początku i tylko na końcu filmu. Nie wiemy nawet co tak naprawdę łączyło go z Almą i co miał oznaczać ten "układ lojalności", o którym mówił. Przeszłość Almy jest z kolei jedynie dekoracją, która pojawia się i znika co jakiś czas, by podkreślić jak okropną jej ona osobą. Innym wątkiem, który przedstawiano jako ważny, a skończył jako dekoracja, jest "etat" o jaki Alma walczy. Film w ogóle nie wyjaśnia na czym owy etat polega i dlaczego jest on tak ważny, dla wieloletnich profesorów tego uniwersytetu. Nie mam też zielonego pojęcia do czego miało się odnosić tytułowe "polowanie".
Praktycznie wszyscy pracownicy uniwersyteccy wyższego szczebla wykładający na uniwersytecie Yale są postaciami płytkimi, antypatycznymi i wykorzystującymi swoją wiedzę tylko do krzywdzenia słabszych od siebie. Same kwestie dialogowe profesorów są tak rozlazłe i niepotrzebnie skomplikowane, że okropnie się ich słucha. Jakby chcieli oni wykończyć psychicznie widza i ostentacyjnie zademonstrować swoją "wyższość" nad nim.
O Hanku wiemy jedynie to, że jest zawistną i małostkową postacią, która zrzuca swoje błędy na innych. Scena w restauracji, gdzie Hank narzuca Almie swoje "plebejskie" pochodzenie, "represje" z powodu bycia zwykłym białym heteroseksualistą oraz traumę spłacania studenckich kredytów, ale potem kelnerka przynosi mu trzy duże talerze jego standardowego posiłku w tym miejscu, eksponują jego obłudę. Z kolei Kim, uniwersytecka lekarka, z którą Maggie rozmawiała o krzywdach wyrządzonych jej przez Hanka, daje się poznać jako postać jawnie nienawidząca osób niższych rangą. Uważa ona zgłaszanie przez studentów problemów za symbol ich pazerności i wygodnictwa uważając siebie za lepszą od nich bowiem ona w ich wieku na nic nie narzekała. Jest ona też beznadziejną lekarką - nie zabezpiecza ona swojej teczki czy blankietów papierowych do wystawiania recept, traktuje pejoratywnie samopoczucie swoich pacjentów, zaś sama Alma wytyka jej, że łamie tajemnicę lekarską podczas rozmowy w barze. Kim dodatkowo uznała, że owy bar stracił na jakości kiedy zaczął on wpuszczać innych ludzi niż profesorowie Yale.Najgorsza jest jednak protagonistka Alma i jej mąż Frederick.Frederick znęca się psychicznie nad innymi ludźmi, w tym nad własną żoną, poprzez celowe puszczanie denerwującej muzyki i swój fałszywy manieryzm. Sceny, w których stara się naśladować tony irytującej muzyki na widok swojej niedospanej żony albo gdy postanawia posłuchać głośnej muzyki podczas poważnej rozmowy Almy z Maggie i czterokrotnie wymusza przerwanie ich rozmowy kiedy lekceważąco otwiera na oścież drzwi z błahych czynności i nie zamyka ich za sobą, od razu pokazuje, że nie dba o dobrostan innych. Sam jest święcie przekonany, że psycholog ma za zadanie jedynie zachęcać ludzi, by nie zmieniali swoich życiowych nawyków. Na domiar złego jest też seksualnym dewiantem co pokazuje scena zaśnięcia przed pornograficzną reklamą oraz zwiększone zainteresowanie "polepszeniem się nastroju" swojej żony.
Alma z kolei zachowuje się jak zawistna dyktatorka. Podczas swoich zajęć, a nawet dyskusji ze znajomymi, mówi swoim rozmówcom tylko te wiadomości, które mają zniszczyć poczucie ich własnej wartości. Praktycznie wszystkie jej wypowiedzi dają komunikaty: "etyka to wymysł", "szlachetność jest bezwartościowa", "człowiek jest z natury podłą istotą" oraz "jesteś głupcem, skoro kwestionujesz moją mądrość". Do Almy idealnie pasują określenia "wampir energetyczny", "toksyczny szef" oraz "damski bokser", co pokazuje jej stosunek wobec Maggie, która jest rzekomo jej ulubienicą. Jawnie lekceważy ona jej problemy, sieje w niej zwątpienie poprzez podważanie jej pamięci i zdolności oceny sytuacji (tzw. "gaslight"), dyskredytuje ona jej decyzje życiowe, obwinia ją za swoje własne niepowodzenia oraz oskarża ją o paternalizm kiedy próbuje ona jej pomóc. Dla porównania wobec Hanka wykazuje się permisywizmem - kiedy wpada on w szał i niszczy pobliskie przedmioty na korytarzu uniwersyteckim, stoi ona biernie w bezruchu licząc na jego samowyciszenie.
Co najmniej dwuznaczna jest również wypowiedź Almy, że "Maggie może i ma już nie-binarnego partnera, ale ono wyjechało do Bostonu, zaś ona na pewno podświadomie mnie kocha". To naprawdę dziwne, że reżyser nie poszedł w kierunku molestowania seksualnego typu quid pro quo („coś za coś”), zwłaszcza, że Alma ukrywała fakt, że praca doktorska Maggie była plagiatem, zaś Frederick wprost zarzucał jej posiadanie kochanków i mianowanie na swoich podopiecznych naukowych klakierów, którzy ją "ubóstwiają".Sama Maggie jest natomiast nieomal sakralizowana w tym filmie. Jako jedyna mówi w sensowny sposób, jest zdecydowana przeciwstawić się propagowanej przez personel Yale zmowie milczenia, pomimo wywodzenia się z bogatej rodziny nie obnosi się swoją wyższością (co Alma uzna nawet za "dowód" jej fałszywości), a kiedy się decyduje publicznie ujawnić swoją tragedię od razu zdobywa respekt innych. Jakby reżyser celowo wyłączył wątek splagiatowania jej pracy doktorskiej by utrzymać czarno-biały obraz świata uniwersyteckiego.Sceny, w których Alma zażywa tabletki na receptę oraz ciągle wymiotuje to kolejny "subtelny" przejaw szkodliwego działania uniwersytetów. Jakby praca w placówce akademickiej niszczyła absolutnie wszystkich, bez względu na to jak bardzo są oni oddani jego jawnie niesprawiedliwym zasadom. Owi fanatycy mogą jednak liczyć na nagrodę w postaci szybkiego awansu w zamian za publiczne wyznanie "skruchy".Próbę obrzydzenia przez reżysera widzowi uniwersytetu jako instytucji zdradza również sama warstwa wizualno-scenograficzna. Mogę wymienić: ciasne, niemal klaustrofobiczne ujęcia miejsc uniwersyteckich, bałagan domu i biura Profesor Almy oraz wykład o co najmniej kontrowersyjnym tytule "Dżihadyzm jest kobietą". Innymi słowy film ten zupełnie zawiódł moje oczekiwania. Zamiast ciekawej historii dostaliśmy nadęty manifest, wyglądający na bycie sponsorowanym przez przeciwników wyższej edukacji. Dobrze wam radzę darować sobie tę jawnie stronniczą produkcję, która narzuca widzowi "jedyny słuszny obraz rzeczywistości".
Ależ mnie cieszy, że ta mizoandryczna rewolucja zjada własne dzieci. Ten rozhisteryzowany komentarz jest najlepszym tego przykładem.
To nie jest „rozhisteryzowany” komentarz, tylko analiza tego, jak film spłaszcza wątki na rzecz tezy antyuniwersyteckiej.
Nie faworyzuję też żadnej płci, więc zarzut „mizoandrii” również jest chybiony. W recenzji oceniam ostro zarówno postaci kobiece (Alma, Kim), jak i męskie (Hank, Frederick).
Zamiast przyklejania łatek, wolałbym merytorykę:
– gdzie w recenzji atakuję mężczyzn jako grupę?
– które zdanie jest „rozhisteryzowane” i dlaczego?
Ja krytykuję strategię filmu: marginalizację wątku molestowania, niewyjaśniony „etat”, brak sensu tytułowego „polowania” i celowe demonizowanie akademii. To są tezy do obrony lub podważenia – chętnie o nich porozmawiam.