Rzeczywistość nierzeczywista. Sztuczna taka. Wykreowana na potrzebę. A przez to postacie kuleją.
Historia nie może się zdecydować, czy chce być komedią czy dramatem. Komedia zawsze może być trochę przerysowana, i owszem, niektóre sceny takie są. Na korzyść. Np turpistyczne zainteresowanie młodego rekonwalescenta. Ale jeżeli komedia porusza temat trudny, to lepiej gdy idzie w stronę czarnego humoru bo inaczej razi sztucznością. Albo robimy dibrze skrojony dramat, z optymistycznym wątkiem, albo komedię z dystansem. Brytyjczycy potrafili to dobrze skomponować. (np. W Czterech weselach i pogrzebie, czy w Goło i wesoło) Ale tu...
Umieranie na raka mózgu nie tak wygląda. Nie kupuję tego wątku, a w zasadzie jego końca.
A gra Więdłochy w ogóle mnie nie przekonała ani wzruszyła. Gorsza od niej była tylko koleżanka guzikarka. Infantylne zachowanie silących się na spontan młodych wykształconych z wielkich miast XD to typowe danie tvnskich produkcji. No i nawet umieranie musi być w luksusie ;) Muszą być limuzyny, helikoptery i homary.
Film ratują pewne wątki i pojedyncze sceny. Topa umiejętnie łączy komedię z powagą, ale może dlatego że jego rola dobrze zoostała napisana. Polony bawi postacią babci Walerki.
Wątek Patryczka i Ivanki, oraz jego babci i jej siostry - chyba najbardziej spójny i najlepiej zagrany.
Ciekawi mnie tu kwestia wieku bohaterów.
Że niby Więdłocha kończyła liceum razem z siwowłosym Zakościelnym? Coś tu nie gra...