Niskobudżetowy horror z pewnym potencjałem, dobrą obsadą i przyzwoitym pomysłem na fabułę. Historia lekko zalatuje prozą Lovecrafta, ale jest zbyt mało rozwinięta i uproszczona – ostatecznie sprawia wrażenie nieskładnych majaków.
Na pewno realizacja jest wadą tego cudacznego filmu. Szczególnie sceny ataków potwora – wszystkie zrobione na jedno kopyto i dość nieudolnie. No i sam scenariusz jest najeżony idiotyzmami. Epizod Savalasa jest przegięty, oszalały duchowny powodował u mnie spazmy śmiechu, nawet Dr Wells (jedna z głównych postaci!) nie ma zbyt sensownej roli w fabule i gdyby go wyrzucić, za wiele nie uległoby zmianie. Również zakończenie jest mało satysfakcjonujące, rozwiązanie całej historii jest zbyt błahe – z tego, co było mówione wcześniej wynika, że zwykła śmierć wskutek katastrofy pociągu nie powinna unicestwić tego „przybysza z innej galaktyki”. Otwarte zakończenie może pasowałoby do tego filmu, ale niestety zostawia zbyt dużą dziurę i za dużo nieukończonych wątków.
Szczególnej tragedii nie ma, film nie jest tak prymitywny jak niektóre współczesne horrory („Oszukać przeznaczenie”…), ma pewien klimat i może wzbudzać nieco zainteresowania. Dobra jest też obsada, szczególnie Christopher Lee i Telly Savalas, Alberto de Mendoza w roli oszalałego duchownego Pujardova też zagrał na swój sposób bardzo dobrze. Niestety, film jest tak nieskładny i durnowaty, że trudno brać go na poważnie, czy poczuć jakieś napięcie. Raczej czasem można ryknąć śmiechem. Jako guilty pleasure może się sprawdzić zupełnie przyzwoicie.