Jeśli film pokazuje kosmitkę.
Jeśli to, że oglądając go odczuwam dziwny "dyskomfort psychiczny" jest celowe, bo mam poczuć tę dziwność, obcość, zachowania istoty, która nie jest z naszego świata, nie myśli tak jak my, nie odczuwa tak jak my.
I tak jak zawsze w filmach ostatecznie kosmici są czymś "swojskim", do ogarnięcia, tak tutaj mam do końca czuć tę "dziwaczność", psychozę, nienaturalność, niezrozumienie bo oglądam coś co nie istnieje na Ziemi.
To dla mnie, 80% tego efektu dawała — muzyka.
Jeśli u człowieka muzyka wywołuje znane emocje: radość, smutek, agresję, współczucie itd. Tak słysząc tę muzykę, muszę się...zastanawiać co ja w zasadzie czuję gdy ona leci :D
I w końcu tłumaczę sobie, że muzyka ta oddaje 'emocje' kosmity. Emocje czegoś "obcego", dziwnego, nie pochodzącego z tego świata, itd.
I to dlatego nie mogę sklasyfikować tego co czuję słuchając tej muzyki, dlatego czuję się tak dziwnie.
Gdyby to była muzyka opisująca człowieka mógłbym powiedzieć "o, teraz on jest smutny, teraz przestraszony", bo to ludzkie, znane emocje.
A tutaj, nie mogę tego przyporządkować to znanych emocji bo te emocje nie są znane ludzkości, ta muzyka przedstawia emocje "kosmity".
I tylko tę aurę tajemniczości i obcości psuje fakt, że ta muzyka została skomponowana...jednak przez człowieka ;D Czyli jednak wg jakiś ludzkich norm, zasad, skojarzeń :)
Ale ogólnie włączam ją sobie i jak leci...czuję się dziwnie :)
Tak obco-kosmicznie-nienaturalnie-dziwnie czułem się ostatnio w średniej szkole przy oglądaniu pierwszego Aliena R. Scotta :)