oczywiście poza rewelacyjnym Kevinem Spacey. Lubię ten film ale ilekroć go oglądam dochodzę do wniosku, że na etapie castingu ktoś popełnił tragiczne błędy. Byrne, Baldwin i Pollak moim skromnym zdaniem zupełnie nie odnajdują się w swoich rolach. No i jeszcze zdolniejszy reżyser na pewno wyciągnął by więcej ze znakomitego scenariusza.
A ja uważam, że film jest perfekcyjny. Wszyscy aktorzy doskonale wcielili się w swoje postaci, no, może Byrne trochę mało z siebie dał, ale to już taki aktor jednej twarzy, w sumie jego zachowanie pasowało do Keatona. A majstersztyk reżyserii i muzyka czynią ten film wyjątkowym, nawet po kilku seansach.