pół godziny nudziłem się okropnie, bo film nijak mnie nie wciągał. Po prostu nudy! Myślałem nawet o przedwczesnym zakończeniu seansu. Nie od razu też zorientowałem się kim są filmowe postaci i o co im głównie chodzi.
Gdy już mnie wreszcie wciągnęło na dobre, przyszła refleksja: ale dlaczego właściwie miałbym sympatyzować z jednym gangiem krwawym i bezwzględnym przeciwko innemu okrutnemu gangowi? Spośród pięciu kryminalistów z żadnym się nie utożsamiłem w jakimkolwiek stopniu; twórcy nie dali mi najmniejszego powodu bym któregoś polubił, bym w którymś znalazł jakieś ludzkie cechy. Nawet z kaleką-Spaceyem - też nie.
Ponadto ponurość ogromna; ani jednej sceny rozluźniającej, ani jednego dialogu choćby odrobinę dowcipnego!
"Ponadto ponurość ogromna; ani jednej sceny rozluźniającej, ani jednego dialogu choćby odrobinę dowcipnego!" - i gdzie wady niby? Wymuszone comic reliefs to rak toczący współczesne kino. Brzmisz, jakbyś się za dużo MCU naoglądał.
Za to Ty brzmisz jak Osoba-w-bieli (trochę podobna do Twojego awatara). Innymi słowy, brzmisz jak osoba nieomylna, funkcjonująca na zasadzie "Roma locuta, causa finita".