Przyjemnie się ogląda. To standardowa komedia romantyczna z trochę naciąganymi
sytuacjami. Pierwsza kiedy główny bohater przychodzi do domu ukochanej i zastaje tam
rywala. Rywal coś tam mu powiedział, a nasz bohater podkulił ogon i uciekł. Ten macho i
gwiazdor tak po prostu uciekł? Mógł chociaż zaczekać i zapytać Molly, o co chodzi. A potem
kolega domyśla się, że na kamerze nagrało się wyjaśnienie i wszystko się wyjaśnia - no
rzeczywiście - to baaaardzo "prawdopodobne".
Druga kiedy to ukochana głównego bohatera idzie na bal ze swoim byłym chłopakiem,
którego sama wcześniej porzuciła - to po prostu bez sensu.
Rozpacz przyjaciółki Molly po śmierci kota czy psa też była naciągana.
Nie podobała mi się scena gdy gwiazdor siedzi, śpiewa i gra na gitarze, wokół niego
wianuszek dziewczyn, a Molly przy stoliku w pewnym oddaleniu przygląda się temu z myślą:
"on i tak jest tylko mój" - jakie to było "słitaśne".
Ksiądz i siostra zakonna fajnie wypadli.