Bardzo długo przekonywałam się, żeby obejrzeć "Podziemny krąg". Dużo osób mi go poleciło i nawet w rankingach zajmował wysokie pozycje. Obejrzałam i...w sumie nic nie poczułam, nic z niego nie wyniosłam i nie zrozumiałam jego sensu. Oczywiście to nie jest żaden atak z mojej strony, bo nigdy nie nazwałabym tego kiepskim albo złym filmem. Może po prostu nie trafił w mój gust. Nawet, jak dowiedziałam się, że Edward Norton i Brad Pitt to te same osoby, to pomyślałam tylko "o to ciekawe", ale nie było tego bum, tych emocji, których oczekuję od filmu. Widziałam tylko kolesi, którzy ciągle się naparzają i mężczyznę z problemami psychicznym, ale co w związku z tym? Na końcu dowiadujemy się, że bohater jednak jest chory, ale jaki z tego wniosek i co z tym dalej zrobić? I nawet ten Brad Pitt, które uwielbiam, jakoś mnie drażnił.
Drodzy Filmwebowicze, napiszcie mi, jak Wy widzicie ten film? Co w nim dostrzegacie? Co Was zachwyciło, a co Wam się nie podobało? Liczę na rzetelne wypowiedzi ;) Może dostrzegę w nim drugie dno!
Dyskusja stara,
ale ja tylko bym chciał dorzucić uwagę, że tego typu film wymaga też od widza pewnej .. koncentracji, trzeźwości. Wrażenia z filmu wynikają poniekąd o sile emocjonalnej jaką wywarł na widzu. Jeśli ktoś w czasie oglądania był zmęczony czy pod wpływem środków zmieniających nastrój, to może po prostu nie przeżywać go emocjonalnie, stąd i brak wrażeń.
Bazowanie na emocjach sprawia też, że jedni są na niego bardziej podatni, inni nie. Każdy człowiek ma inne doświadczenia, więc różne wątki do niego inaczej trafiają.
Gdybym miał napisać o czym jest ten film wg. mnie to napisałbym, że przede wszystkim o schizofrenii objawiającej się bezsennością która potęguje narastajace zacieranie się rzeczywistości i całkowite od niej oderwanie. Dzięki temu główny bohater jak i widz zdaję sobie w końcu sprawę, iż twórca chce nam przekazać, że w życiu nie są najważniejsze dobra doczesne i przyjemności lecz to co naprawdę sprawia nam przyjemność, że należy żyć zgodnie ze sobą i swoimi wyborami a nie kierować się konsumpcjonizmem i żyć zgodnie z systemem. Tak to odbieram i nie doszukiwałbym się tu niczego więcej. Faktem jest jednak, że można film odbierać dwojako, każdy może go zinterpretować inaczej. Jeden powie, że to o chorym człowieku inny odnajdzie w nim ukryte znaczenie zgodnie ze swoim przeświadczeniem jego prawdziwości. To właśnie jest jego fenomenem, że każdy z nas odbiera go na swój sposób. Sam uważam że nie jest to film szczególnie wybitny ale ma w sobie to coś co przyciąga mnie by go obejrzeć raz na jakiś czas. Ja oceniłbym go na maks 8 za przekaz i ta pokrętną logikę.
Mam podobnie. Ale w sumie czy to źle? Chyba nie. Każdy ma swój punkt widzenia, swoje doświadczenia i postrzeganie różnych rzeczy. Film widziałam dwa razy,i trzeci raz raczej się nie skuszę.
Obejrzałam go po raz pierwszy jak miałam 17 lat i od razu się zakochałam. Bardzo do mnie dotarł aspekt relacji międzyludzkich i to jak podświadomie lub świadomie izolujemy się od szczerego i autentycznego połączenia między ludźmi. I to dla mnie jest sednem tego filmu. W piękny sposób to pokazuje i film nie mówi do nas wprost swojego przekazu, dzięki temu każdy może wyciągnąć z niego coś innego.
Potrzebujemy w pewnym stopniu kryzysów w naszym życiu, żeby móc się zmienić i odnaleźć naszą autentyczną tożsamość i uświadomić sobie nasze prawdziwe potrzeby i emocje. W wieku nastoletnim mocno to odczułam i to wydaje mi się pozwoliło połączyć się z tym filmem.
Oczywiście jest też o wielu innych rzeczach i w błyskotliwy sposób komentuje np. kapitalizm, konsumpcjonizm, role społeczne, sens oraz cel życia itd. Co mnie boli to jest on często błędnie interpretowany jako pochwała przemocy, czy gloryfikacja pewnego rodzaju męskości, podobnie jak to się dzieje w przypadku American Psycho, który jest karykaturą pewnego stylu i filozofii życia, ale ludzie niestety mają czasem podejście "monkey see monkey do" - podobnie jak space monkey w Fight Clubie :D