Scena z walizką w lesie, bardzo mi zepsuła ten film. Nie wiedziałem, czy śmiać się czy płakać.
Wybrałem to pierwsze. Pierwszą połowę obejrzałem z lekkim zażenowaniem, które wynikało z
tego, że zwyczajnym scenom nadawano zbyt pompatyczny wymiar. Stuhr bardzo dobrze wypadł,
ale Czop podtrzymywał sztuczny dramat pierwszej połowy. Wiadomo, Pasikowski, ale za bardzo
mi to przypominało hollywoodzką wersję zwiastuna do Potopu. Takie scenariusze trzeba dawać
Smarzowskiemu.
PS.: Nie jestem antysemitą