Film mógłby demaskować prawdę o showbiznesie w wykonaniu polskim, nie dzieje się tak jednak. Twórcy postarali się o to, żeby film wyśmiewał stereotypy na temat tego zjawiska, osadzone w mentalności polskiej. Wielki świat polskiej sceny to nie wąsaci panowie żywcem wzięci z małomiasteczkowych światków, którzy równie dobrze mogliby pracować na roli jednocześnie obracając się w realiach cukrowni, skupów żywca, targowisk czy sprzedawać kolorowe piszczałki oraz bębenki imitujące kurze gdakanie na odpustach w każdej wsi oraz miasteczku na terenie naszego kraju – to nie oni są kreatorami naszych realiów, z którymi stykamy się we wszystkich kolorowych pismach dla pań, czy telewizyjnych programach prześcigających się w obsadzie jury. Polska scena marnie przędzie wyłącznie z uwagi na to, iż rynek został zaprojektowany – oczywiście na miarę możliwości polskich twórców. I nie stało się to po to, aby gwiazdorstwo miało wypływać dalej, aniżeli endemicznie. Każdy kraj posiada swoje własne uniwersa i chce, aby pozostawały one nienaruszone – to lepsze, bezpieczniejsze i sprawdzające się lokalnie, zgodnie z założeniem. Tak jak każdy plan również i ten, dotyczący polskiej rzeczywistości błękitnego ekranu, posiadał pewnie założenia, do których inżynierzy procesów dostosowali się podczas swoich realizacji. Główni projektanci założyli, że polski odbiorca to raczej przeciętniak, szara jednostka, która codziennie musi zjeść chleb z pomidorem oraz cebulą, bądź też – dla odmiany – serem z taniego dyskontu, a po posiłku udać się do mozolnej przeprawy przez zawodową próżnię, aby móc na koniec miesiąca wygrzebać z samego dna swoich kieszeni ostatnie grosze, ale niekoniecznie. Polacy to również ludzie zakompleksieni i nuworysze. Główni projektanci założyli również, że przeciętny Polak to raczej głupi człowiek, który nie musi wnikać w struktury i zastanawiać sie nad sensem oglądanych obrazów, bez względu, czy jest to odbiornik telewizyjny, czy scena teatralna, czy wielki ekran multipleksu. Bez względu, czy będziemy ubrani w najlepsze ciuchy od Dolce & Gabbana, czy nosić będziemy na sobie brązowe spodnie prasowane na kant oraz skórzane kurtki z targowisk nasz poziom umysłowy jest jednakowy. Wąs, czy niewąs, irokez, czy nieirokez, broda, czy niebroda, rogowe okulary, czy nierogoweokulary w oczach projektantów polskiego świata sceny celebrytów jesteśmy tacy sami. I łykamy stworzone dla nas polskie gówna, jak tabletki na zespół niespokojnych nóg.
Postrzeganie siebie z przymróżeniem oka jest ważne w społecznym funkcjonowaniu – powoduje budowanie dystansu do samego siebie i pozwala na dostrzeganie problemów z różnych perspektyw. Film ten stara się nam wmówić, że jest komediową masą krytyczną, na którą wszyscy oczekiwali ze zniecierpliwieniem. Oto film, który pokaże wszystkim, jak tak naprawdę jest w tym biznesie. Wyłoży wszystko na ławę, bez pardonu i, jako ekstra dodatek, ubierze to w rubaszny element komediowy, aby wzbudzić na naszych twarzach uśmiechy bez względu, czy będzie się nam to podobać, czy też nie. Zanim usiądziemy w kinowej sali, wśród milionów chłonnych głów, które nie mogły wręcz doczekać się premiery tego obrazu, powinniśmy zadać sobie pytanie, co tak naprawdę nas śmieszy? I kim jesteśmy?
Na marginesie:
Świat polskiego showbuissnessu jest zupełnie inny, niż ten, który stara się demaskować “Polskie gówno”. Z pewnością można stworzyć film, który demskowałby prawdziwe realia. Z pewnością mógłby też być komedią. I z pewnością byłyby problemy z jego realizacją… Polskie gówno zapchało przewody myślowe przede wszystkim kreatorom naszej rzeczywistości, czyli kacykom telewizyjnym, producentom i oraz wszystkim innym wpływowym ludziom, o których się nie mówi, a którzy mają decydujące słowo we wszystkim, co trafia na nasze ekrany, bez względu, gdzie się znajdujemy i co w danej chwili oglądamy.