Dokładnie.. pomijając już fakt że film był po prostu nudny( w przeciwieństwie do Gwiazd naszych Wina, które było w miarę ok), scena końcowa rozwaliła mnie całkowicie. Nie ma to jak matczyna "troska":P
Tak,również jestem zbulwersowana postawą mamuśki. Jedynym usprawiedliwieniem dla jej zachowania,jest rodzinna trauma,której zaznała w przeszłości.
I lasce zajęło 18lat,ze cos tutaj jest nie tak? Niktorzy mogą ja odwiedzać a inni nie... I nigdy sie nad tym nie zastanawiala? Te amerykańskie nastolatki na prawdę musza byc głupie...
W trakcie filmu dali do zrozumienia, że ta koleżanka mogła ją odwiedzać na bardzo krótko.
Bardziej zastanawia mnie coś innego - kwestia dekontaminacji ocierała się o science-fiction albo właśnie był to wymysł jej matki. Jak to niby miało działać? Usunięcie wszystkich bakterii i wirusów to wykonuje się w skafandrach w laboratorium biologicznym 5 stopnia ochrony i używa się do tego żrącego kwasu! Kompletnie nie rozumiem, jak ona mogła się oczyścić w tak krótką chwilę... Jednak dziecko nie znające życia może uwierzyć we wszystko tak samo jak naiwna pielęgniarka widząca autorytet lekarza. Pomijając fakt, że matka za ubezwłasnowolnienie dziecka mogła pójść siedzieć - to historia doskonale pokazuje co dzieje się z organizmem dzieci, których rodzice (a zwłaszcza matki) są przewrażliwione. Znałem takich - dziecko w zimę praktycznie nie wychodziło z domu, dieta cały czas itp a potem dziwili się, że wychodzi na zewnątrz na pół godziny a na drugi dzień mega przeziębione.
raczej chodziło o sam fakt wmawiania sobie i córce jej choroby. Przecież jedyne jak sie odkażali to wchodzili do pomieszczenia myli ręce i gotowe. A inne czynności? Sama nawet ta książka od Calri nie była odkażona ani torba w której się ta książka znajdowała. Tu jest jednoczesnie bardzo widzoczne jak bardzo matka nie chciała stracić córki. Zrobiła wszystko by nie narażała się na żadne niebezpieczeństwa. Tak masz rację powinna iść do więzienia ale ona nie podała jej do sądu ze względu na pewne "zrozumienie". Pomimo tej dziwnej nutki psychicznej matki fabuła była przyjemna. Mogło być że serio jest chora i by się sama w domu zabiła przez miłosc. Czy to jadąc do niego czy się wieszając.
Fabuła mnie tak porwała, że bawiłam się telefonem i wykreślałam to z listy książek, które chcę przeczytać. Zero budowania jakiegoś napięcia i chemii między bohaterami. Liczyłam, że jednak umrze. Taki ten film mało prawdopodobny. Laska bez jakiejkolwiek historii zakłada sobie kartę kredytową, używa jej i nikt tego nie spłaca. Sweterek ok, ale wycieczka na Hawaje? Nie rozumiem też jak matka mogła uargumentować to, że Rosę można odkazić, a Olliego nie? Ona miała jednak kontakt z ludźmi i internet i nic jej nie świtało? Taka skomplikowana choroba, a nie bywała u innych lekarzy? Zakończenie zaleciało mi tymi ostatnimi dwoma sytuacjami w USA gdzie rodzice przetrzymywali dzieci w domu. Gdyby dodać pół godziny i zrezygnować z tej miłosnej sielanki to mogliby z tego zrobić film w stylu "Pokoju". A tak nuda.
A ja nie oglądałam, za to przeczytałam książkę i bardzo do mnie trafiła, świetna! Ciekawe co powiem o filmie ale już zdjęcia wybranych bohaterów mi nie pasują
Nie wiem, czy kwestia ta została pokazana w filmie. Oczywiscie matka była zaburzona, a nastolatka skrajnie naiwna i niedojrzała- i mogę przyjąć, że przez 18 lat nie wpadła na pomysł, żeby poczytać troszkę literatury fachowej i dowiedzieć się, że SCID to nie "alergia". Ale profesjonalna pielęgniarka nie zauważyła, że dziecko z rzekomym SCID nie przyjmuje antybiotyków, nie ma wlewow immunoglobulin, nie ma żadnych badań kontrolnych, a "leczenie" polega na mierzeniu liczby oddechów co godzinę...?