film wgniótł mnie w krzesło, nie za sprawą swojej wagi jednak, bo to nie jest film ciężki. określenie to nie pasuje mi zupełnie do obrazu, który w odbiorze jest, hm, powiedziałabym, płynny. płynny, ale silny, rwący w nurcie, nie jest to ciecz gęsta na tyle co bogata w objętość, jeżeli do cieczy miałabym całość porównać. mamy tu więc do czynienia z nieskromną masą przejrzystego, bogatego w pierwiastki kinematograficznego płynu.
jest to silny film, z którym widz spotyka się gdzieś w połowie drogi do ekranu: z tą samą siłą przyciąga, co uderza. dobre, emocjonalne, porywające kino.
ja jestem zachwycona.