do tego filmu podchodziłam z założeniem: kolejny produkcyjniak amerykański ku pokrzepieniu
serc. i z taki założeniem wyszłam z tego filmu. nie jest to gniot, po prostu całkiem dobry film na
dobry humor. nie będę o nim jednak pamiętać za miesiąc czy rok. dialogi momentami siliły się
na bycie dialogami niekonwencjonalnymi, dziwnymi, niecodziennymi, odważnymi; siliły się - w
efekcie wyszło dość sztucznie, nawet pretensjonalnie.
i samo zakończenie - zupełnie, zupełnie przewidywalne.
SPOJLER SPOJLER SPOJLER: i żyli długo i szczęśliwie.
nie rozumiem nominacji do Oscara. choć czy Oscar może mieć jeszcze rangę prestiżowej
nagrody? nominowane są w tym roku także: Niemożliwe i Życie Pi. zupełnie niezrozumiałe.
tym, którzy oczekują czegoś niepretensjonalnego i nieoczywistego od A do Z, a z półki: kobieta i mężczyzna zagubieni w świecie i w relacjach - polecam
(może już jest i suchar? ale polecam) "Debiutantów".
zgadzam się z tą opinią. Poza tym główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała. Nie rozumiem faktu iż Pat cały czas świrował na punkcie żony i tak mu sie nagle odmieniło. mało to logiczne. i tak latwo wybaczył tiffany fakt że go okłamywała. Poza tym zakonczenie bardzo mnie rozczarowalo.
to fakt, ładny mężczyzna, więc dla samego ładnego widoku można cały film jakoś przejść. Tiffany - na siłę właśnie inna, oryginalna, ekstrawagancka i ona go zmieni, ona tego dokona! nikt inny, tylko ona swoją innością! powielenie schematów wielu produkcyjniaków hollywódzkich. powielenie i spłycenie. to wszystko już było i to nieraz w o wiele lepszej formie (aż ciężko zestawiać, bo to inne poziomy), jak np. w "Słodkim listopadzie" czy w "Powrocie do Garden State".