Leone a Peckinpahem, choć nie dorównuje żadnemu z tych twórców. Niemniej, to ciągle dobre kino, świetne zdjęcie, super aktorstwo i ciekawa fabuła. Problemem największym jest dla mnie muzyka, jest jej za dużo, i zdaje się krzyczeć: jestem spaghetti - kochaj mnie! Nie potrzebuję takich umizgów, od amerykańskiego kina oczekuję czegoś innego, czy to western tradycyjny, czy rewizjonistyczny. Tak jak Leone i Morricone potrafili idealnie synchronizować muzykę z obrazem, tak tutaj wypada to nieco sztucznie.