na wzór "Życzenia śmierci", gdzie Eastwood wymierzałby sprawiedliwość na własną rękę, grając przy tym "złego gline". A tak? Zobaczyłem tylko nudnawy western z kiepskim montażem, standardową nie trzymającą w napięciu muzyką, sztywną grą aktorów drugoplanowych (zresztą Clint też nie rozwinął za bardzo swoich skrzydeł) i sztampowym scenariuszem... dałbym 4/10 ale dorzuciłem jedną gwiazdkę ze względu na Eastwooda.