Wraca po 20-u latach, a tam niewolnicy stali się książętami :). Afryka rządzi Grecją jak w Niemcami w 2025. Śniadzi i czarni książęta zarywają na całego do królowej (notabene niezbyt udanej w roli bezpłciowej Binoche). Wielokulturowi nygusi bawią się na całego, ordynarni, pijani i bezczelni. No i muszą mieć swoich niewolników - ciekawe jakiej rasy ;). Wśród "Greków" nie zabrakło nawet cudownie uczesanego w salonie... młodego Niemca wprost z plakatów propagandowych "Rasy Panów" czasów nazizmu (albo to kibucnik z początków okupacji Palestyny, bo tamtejsi Żydzi też robili się na blondynów na niemiecki wzór).
Jak na głupie woke przystało, nie mogło zabraknąć feministycznych haseł w rodzaju: "Dlaczego mężczyźni ciągle muszą toczyć wojny." Święta królowa przeciw zdegenerowanej masie mężczyzn.
Generalnie film tak nudny (akcja zaczyna się na 20 min. przed końcem) i widocznym woke, że nie dałbym złotówki w kinie. Również klimatycznie i pod względem scenografii - marnie, bez perspektyw, widoków, życia ludu. W porównaniu z "Odyseją" Konczałowskiego z 1997 z Armandem Asante i Greatą Scacchi - to wręcz kicz.