tym razem niebezpiecznych eksperymentów z teleportacją podejmuje się syn Andre, naukowca z części pierwszej. plus jest taki że w pracy wspomaga go Vincent Price. poza tym jest to jednak pozycja raczej mało zajmująca. poprzednik - mimo swego wieku i oczywistych ograniczeń potrafił jeszcze przestraszyć, była tam też sprawnie skonstruowana fabuła. tutaj już tego nie ma: "Powrót..." jest naiwny, mocno naciagany i zdecydowanie już kiczowaty. oczywiście dzisiaj spogląda się na to nz przymrużeniem oka, ale dobre chęci ze strony widza też niewiele dają. finałowy happy end wypada wręcz kuriozalnie i mam wrażenie że to ten sequel kręcony był trochę na odczepnego. można, ale tylko dla Price'a i z nostalgii za kinem sci-fi z okresu.