Wampiry i dzieci
Nastały „wampirze czasy”. W świecie pełnym fikcyjnych postaci z kłami bezustannie panuje ruch, który uczłowiecza te nieludzkie istoty, ucząc każdego amatora wampirzego świata tolerancji dla odmienności zarówno mentalnej, jak i fizycznej. Dzisiaj wampir nie jest już mrocznym księciem w czarnej pelerynie mieszkającym w równie mrocznym zamczysku i budzącym postrach wśród wieśniaków. To raczej przystojny blady młodzieniec skory do łez oraz kochający bez granic. 'Wampirza literatura” wśród krwawo-miłosnych wątków coraz śmielej przemyca ważkie tematy społeczne, które budzą postrach nie mniejszy niż białe kły.
Pod koniec 2010 roku w kinach wyświetlono film „Pozwól mi wejść” będący z kolei remakiem szwedzkiego hitu kinowego z 2008 roku. Oba filmy były bardzo podobne do siebie. Rozgrywały się w tym samym czasie, miały te same postaci i niemalże identyczne epizody. Ich akcja toczyła się jednak w innych zakątkach świata: małomiasteczkowej Ameryce, a także zaściankowej Szwecji. Nie byłoby tych filmowych, niezwykle popularnych oraz szeroko dyskutowanych obrazów, gdyby nie książka, porównywanego do Stephena Kinga, szwedzkiego autora horrorów Johna Lindqvisty. - „Wpuść mnie”.
Wydana w 2008 roku w Polsce powieść zyskała duży rozgłos. Nienasyceni kinomani po polskiej premierze szwedzkiego filmu napadli księgarnie w poszukiwaniu książkowego pierwowzoru. Część z nich literacką zachłanność przypłaciła moralnym kacem. Tych, którzy na kartach powieści spodziewali się przedłużenia wyniesionej z kina subtelności, niezwykłego klimatu oraz wciągającej akcji, zaszokowała wulgarność epickich scen, prostactwo autorskiego stylu i kontrowersyjne wątki szkicujące psychologiczne portrety niektórych postaci. Pozostali zachwycili się krwawymi jatkami urządzanymi przez główną bohaterkę, których prawie zupełnie nie uświadczyli w kinie.
Powieść „Wpuść mnie” z założenia miała być horrorem psychologicznym, a w efekcie stała się czytadłem bez głębi. Potencjał, jaki wykorzystały oba wspomniane filmy, zniknął w natłoku zbędnego, pustego słowotoku. Historia dotyczy dwójki zagubionych w świecie, wyobcowanych oraz odrzuconych społecznie dwunastolatków. Ich emocjom oraz problemom egzystencjalnym powinna być poświęcona lwia część fabuły, Tymczasem autor niesprawiedliwie dzieli ją na dzieci i resztę świata, co powoduje, że książkę w dużej mierze można uznać za błahą, acz krwawą powiastkę obyczajowo – społeczną o niczym. Perypetie postaci drugoplanowych nie są wyjątkowe. Tak naprawdę nabierają dopiero sensu, gdy wiążą się z parą głównych bohaterów. Przy ich problemach rozgrywanych na płaszczyźnie rodzącej się silnej więzi, mogłyby właściwie nie istnieć.
Eli to drobna i na swój sposób delikatna, ale silna fizycznie osóbka. Musi pić krew, żeby żyć. Zgnębiony przez kolegów Oscar nie ze swojej winy jest ofiarą. Marzy o zemście na prześladowcach i lepszym życiu, chociaż w gruncie rzeczy nie zabiłby nawet muchy. Dzieci poznają się zaraz po tym, gdy Eli wraz ze swoim opiekunem wprowadza się do bloku Oscara, obok jego mieszkania. To spotkanie zaważy na losach obojga. Para nieszczęśliwców przekona się, że życie ma jednak sens.
Postać dziewczynki jest bardziej złożona, niżby mogło się na początku zdawać. Czytelnik odkrywa jej tajemnice wraz z Oscarem, a że Eli ma więcej niż jeden sekret, napięcie związane z tą częścią opowieści pozostaje z czytelnikiem do końca.
Zaskakująca w książce jest również postać Hakana – prawie sześćdziesięcioletniego opiekuna Eli. Zniesmaczeni pozostaną wszyscy ci, którzy za sprawą powieści odkryją jego prawdziwą naturę. Oba przytoczone wcześniej filmy na temat Hakana nie wspominają nawet słowa. Tam obserwujemy go prawie wyłącznie w akcji. Ma on zadanie zabijać, a z ofiar spuszczać krew. Motywy tego działania wyjaśnia książka. Hakan jest niczym szekspirowski Hamlet. Miota się między swoją powinnością, której nienawidzi i niezbyt zdrowymi żądzami. Jego rozdarcie w połączeniu z rozterkami głównych bohaterów powinny stanowić główne spoiwo dramatycznych zdarzeń, zamiast tego stały się jedynie częścią niepotrzebnie rozbudowanej opowieści.
Wbrew obiegowym opiniom, John Lindqvist nie może równać się ze Stephenem Kingiem. Jego pisarski warsztat nie uczynił zadość przedniemu pomysłowi. Pozostał olbrzymi potencjał, który na nasze szczęście został z powodzeniem wykorzystany przez twórców filmowych.
Że co?
"wpuść mnie" AJL to jedna z najlepszych książek jakie czytałam. Nie zgodzę się z tym, że autor powinien przeznaczyć sporą część książki na opisywanie "emocji i problemów egzystencjalnych bohaterów". Właśnie ta surowość języka czyni tę powieść unikalną, jedyną w swoim rodzaju, nie podaje wszystkiego na tacy, lecz każe zastanowić się dogłębniej. W przeciwnym razie, gdybyśmy zostali zalani falą ckliwego moralizatorstwa i smętów o tym "jak to nam ciężko", historia stałaby się nudna i sztampowa. W ten sposób lindqvist ukazuje wysublimowany i brutalny zresztą świat dzieci - w którym panuje zasada gnębienia słabszych. Specyficzne opisy gnębienia dwunastoletniego bohatera i rodzącej się przyjaźni między dwoma odrzuconymi dziećmi są bardzo trafne i bezpośrednie, czasem nawet mrożące krew w żyłach - dzieci przyjmują pewne rzeczy z większą łatwością niż dorośli, dla nich ważniejsze są CZYNY od SŁÓW.. Autor nie nazywa tej przyjaźni - czy może miłości - dosłownie, ponieważ bohaterowie - ze względu na ich tragiczne położenie, życie jakim zostało im dane żyć - nie do końca rozumieją takich wartości, lecz podświadomie czują więź bratającą ich dusze. Poza tym genialnym posunięciem Lindqvista było ukazanie okrucieństwa lub/i też słabości zwykłych śmiertelników, i w przeciwieństwie do krwawej wampirzej natury Eli, dla której mordowanie ludzi było koniecznością aby przeżyć, los ten sam został przez nich wybrany.
Widocznie ty i ja w książce Lindqvisty szukaliśmy czegoś innego. Ja, po seansach filmowych spodziewałem się pogłębienia wrażeń wyniesionych z kina, ty - z kolei, odwrotnie. Zgodzisz się zapewne, że filmy, o których mówimy, nie są horrorami, tylko dramatami. Książka natomiast to krwisty horror, który tylko z założenia jest psychologiczny, natomiast dramat stanowi w niej drugi plan. Jedyna postać wystarczająco dobrze "pogłębiona psychologicznie" i zdecydowanie tragiczna to Hakan.
Oba filmy są dużo bardziej złożone, aniżeli książka. Dyskutują problemy znacznie szerzej i paradoksalnie przedstawiają je bardziej obrazowo niż powieść. Włączają szósty zmysł, wobec którego słowa stają się nagle zbędne. Tego właśnie oczekiwałem na kartach "Wpuść mnie", w związku z czym nie zgodzę się z twierdzeniem, że : "surowość języka czyni tę powieść unikalną". Mylenie "surowości stylu" z jego "koślawą prostotą" to błąd. :-)
Rzeczywiście możemy powiedzieć,że nastały ,,wampirze czasy'' w sztuce, ale nie zapominajmy, że cieszyły się dużą popularnością w kulturze już w zamierzchłych czasach i od dawien dawna wzbudzają silne emocje, z tą różnicą, że, jak słusznie zauważyłeś, zmieniło się ich postrzeganie.
,,Oba filmy były bardzo podobne do siebie''- zważywszy na to że LMI to remake LTROI, podobieństwa były nieuniknione.
Wrażenia z lektury są niezaprzeczalnie indywidualną sprawą i subiektywną opinią- ja odnalazłam w książkowym oryginale zarówno wspomniany niezwykły klimat filmu, jak i wciągającą akcję. Nie zgadzam się z insynuacjami na temat braku subtelności książki, gdyż pojawia się ona w odpowiednich miejscach zarówno na kartach powieści, jak i na ekranie. Nie mam też pojęcia, o jakim prostactwie stylu mówisz, J.Lindqvist zaprezentował nam w swoim dziele znakomitą, niebanalną i wyszukaną narrację. Z twojego tekstu można by wywnioskować np że ,,Wpuść mnie'' przepełniają ,,krwawe jatki'' w wykonaniu Eli, gdy w rzeczywistości pojawiają się raptem kilka razy i niewątpliwie nie przewyższają innych wątków, a stanowią ciekawe urozmaicenie historii. Nie wyobrażam sobie też nazwania tej książki ,,czytadłem bez głębi'', zaś o ,,słowotok'' można ,,oskarżyć'' każdą licząca więcej niż 200 stron powieść. Autor w ani jednym rozdziale nie poruszył zbędnych kwestii i wszystko tutaj układa się w spójną, ciekawą całość. Nie dostrzegam też niesprawiedliwości w podzieleniu fabuły na ,,dzieci i resztę świata'', który czyni historię bardziej złożoną i stanowi rewelacyjny pretekst do ukazania pełnego obrazu problemów egzystencjalnych bohaterów.
Niestety, w moim odczuciu pustką nie trąci w żaden sposób bestseller szwedzkiego autora, a bardziej refleksje w stylu ,,Para nieszczęśliwców przekona się, że życie ma jednak sens''.
Oczywiście, każdy ma prawo do własnego odbioru sztuki; warto jednak postarać się o chociaż minimalny obiektywizm w swoich subiektywnych odczuciach.