Praga

Prag
2006
7,3 2,3 tys. ocen
7,3 10 1 2319
Praga
powrót do forum filmu Praga

rozmowa..

ocenił(a) film na 7

- ojciec jest w Nairobi (o zmarłym)
- prawdziwy kosmopolita
A tak na poważnie, Christoffer powinien był wiedzieć, że nie można byc szczęśliwym przez całe życie, piękne są tylko chwile, z drugiej strony dowiedział sie o sobie, że nie był dość interesujący, więc pozostało poczucie winy, że jest się kimś gorszym - czyli syndrom kryzysu wieku średniego, czyli niebezpieczna mieszanka.
Bardzo dobry dramat psychologiczny.

adamxx68

Nie oglądałem tego filmu, ale z doświadczenia znam jeden schemat: kobieta musi sobie wytłumaczyć, dlaczego przestała kochać, jej wrodzone podejście każe zrzucić winę na mężczyznę. „On się nie starał. On był nudny. On się zmienił., lub nie zmienił” Nigdy: „To ja przestałam czuć.”
Patrzę na to i widzę różnicę, którą trudno mężczyzną udźwignąć i dostrzec. Mężczyzna zwykle szuka winy w sobie, bo tak ma – instynkt opiekuńczy pcha go do odpowiedzialności. Kobieta nie ma takiej potrzeby wobec mężczyzny.  Jej instynkt jest przeciwieństwem. Jak dawca i biorca.  Gdy odchodzi, potrafi wymazać go z życia jednym ruchem. Jakby nigdy nie istniał.
Będąc tego wielokrotnym świadkiem , doszło do mnie to co od dawna chodziło mi po głowie. Ta cała „miłość” – ta znana ze słowników, poematów, całej kultury, – to przecież twór mężczyzn.
To mężczyźni przez tysiąclecia pisali, analizowali uczucia, tworzyli kulturę. Kobiety nie mogły pisać, nie mogły kształtować języka emocji. Nic dziwnego, że to męskie pojmowanie miłości stało się normą. A ono wyrasta z jego instynktu: jeśli mężczyzna kocha, to chce opiekować się kobietą do końca życia, chce widzieć ją jako rodzinę, jako część siebie. I tak powstała rodzina – z tej potrzeby trwałości, opieki, odpowiedzialności.
Mężczyzna nie musiał tego robić. Nie musiał brać na siebie ciężaru, który nosił przez całą cywilizację. A jednak to robił. Bo tak kocha. Kobieta tego nie robi. 
I właśnie dlatego rozczarowania mężczyzn są tak głębokie. Oni zakładają, że kobieta kocha tak samo: trwale, wiernie, odpowiedzialnie. Tymczasem po rozstaniu ona wyłącza mężczyznę ze świata, a on myśli o niej jeszcze po latach.  I właśnie to mnie najbardziej rozwala: że po tylu historiach, po setkach tysięcy rozstań, w których powtarza się ten sam schemat, przy całym tym gwałtownym osuwaniu się Zachodu w kryzys – facet  nadal pozostaje ślepy na oczywistą prawdę. To przecież nie wymaga geniuszu. Ale nikt tego nie chce zauważyć, nikt tego nie opisuje, nikt nawet nie układa w najprostszy schemat przyczyn i skutków. Ani socjologowie, ani psychologowie, ani ci wszyscy eksperci od „społecznych trendów”.
.Gdy kobiety zyskały wpływ na rzeczywistość, instytucja rodziny – ta oparta na męskim rozumieniu miłości i odpowiedzialności – zaczęła się sypać. A cywilizacja zachodnia, która wyrosła na tym modelu, zaczęła wymierać.
Bo jeśli kobieta pracuje, ale nie chce utrzymywać partnera, a jednocześnie nie ma kto zajmować się dziećmi, system się rozpada. Taki prosty rachunek .Patriarchat, mimo swoich wad, miał w tym względzie sens: mężczyzna kochał kobiety takie, jakie są, bez kalkulacji, z pełnym człowieczeństwem i odpowiedzialnością. Dbał o rodzinę, opiekował się kobietą do końca życia, traktując miłość jako coś trwałego i niezależnego od chwilowych impulsów. Miłość mężczyzny jest konstruktem trwającym, głęboko osadzonym w jego naturze; miłość kobiety – w tym sensie – nie istnieje.

Efekt tego jest taki: zachodnia cywilizacja, w której kobiety zdobyły władzę, zaczyna wypierać własne podstawy. Kobiety chcą równych praw, ale nie biorą odpowiedzialności, która naturalnie z tych praw wynika. Domagają się parytetów – ale nie w zawodach trudnych, niebezpiecznych czy fizycznie wyniszczających. Chcą pracować, ale jednocześnie nie chcą ani umrzeć wcześniej, ani iść na emeryturę później, Gdyby rzeczywiście oddać im pełną władzę w imię ich własnych deklaracji, świat wyglądałby bardzo prosto: kobiety zajęłyby najlepsze, najbezpieczniejsze i najbardziej prestiżowe stanowiska, a mężczyźni zostaliby zepchnięci do roli taniej siły roboczej. Dziećmi zajmowałyby się nianie i instytucje, a mężczyzna stałby się obywatelem drugiej kategorii – potrzebnym tylko tam, gdzie trzeba dźwigać, nosić, ryzykować zdrowiem albo wykonywać to, czego robić nie chce nikt inny.

Chcą pracować, ale nie chcą utrzymywać rodziny. I to właśnie się wydarzyło.
Nie wydarzyła się natomiast bajka, którą się nas od lat karmi – że to „ludzie w ogóle” nie chcą brać odpowiedzialności za rodzinę.  Jakoś tak się dziwnie złożyło, że ta rzekoma niechęć do odpowiedzialności pojawiła się dokładnie w tym momencie, kiedy kobiety masowo poszły do pracy. Kobieta nie wyobraża sobie utrzymywać mężczyzny.

Jednocześnie nie zrezygnuje z pracy, bo praca daje jej wolność od mężczyzny, ale też… natychmiast odbiera szacunek do niego, jeśli to on ma zostać w domu.
Narzeka, że nie ma „dobrych partii”, ale nawet gdyby one były, to jak niby miałoby to wyglądać? Mężczyźni również nie zrezygnowaliby z kariery, bo wiedzą, że przestaliby być partnerami – staliby się balastem. A gdyby jednak zrezygnowali, momentalnie przestaliby być „atrakcyjni”.

Cywilizacja, która  oparła się na instytucji rodziny – stworzonej w patriarchacie – zaczęła wymierać dokładnie w chwili, gdy patriarchat się skończył.
To fakt widoczny gołym okiem.
Nie teoria, nie metafora, nie „trend społeczny”.

Upadek rodziny i upadek Zachodu są zjawiskami równoległymi.
I trudno udawać, że to przypadek.

I w tym wszystkim najdziwniejsze jest to, że mężczyźni nadal nie potrafią tego zauważyć. Przecież dziś jasne jest ,że wierzyliśmy w coś, co istniało tylko w naszej głowie  i literaturze- kobiecą miłość