Całkiem dobrze to wyszło, klimatem i tempem akcji przypomina mi trochę, nie wiedzieć czemu, kino skandynawskie, za co duży plus. Jest trochę psychologicznie, Jim Carrey jako Tadek wiarygodnie zmaga się z własnymi demonami. Co prawda z początku ciężko zignorować anglojęzycznych bohaterów w Krakowie ("move your car" z radiowozu, mój faworyt ;)), gdyż niestety w większości przypadków brakuje polskim aktorom naturalności w wypowiadaniu kwestii w tym języku. Szczególnie komicznie (co piszę z żalem, bo bardzo go lubię i cenię) wypada na tym tle Robert Więckiewicz, który siląc się na amerykański akcent brzmi trochę jak Mariusz Max Kolonko, przepraszam... być może się czepiam ;) Jednak poza tym szczegółem, oceniam film na dobry.