Reżyser nie utożsamia nas z konkretną postacią. W takim razie czyją stronę "trzymaliście"? Nick'a (Foxx) czy Clyde'a (Butler)?
oczywiście, że po stornie Clyde, świetny gość, konkretny (poszedłbym z nim na browara:)), silny facet - żadna tam metroseksualna pierdoła, co wie czego chce i to on tu był stroną poszkodowaną wobec patologicznego systemu. Szkoda, że dał się przechytrzyć murzynowi.
wcale nie dał się mu przechytrzyć; jakby chcial to by go wykonczyl; on chcial go nauczyc i go nauczyl, zeby nie szedl na ugode z mordercami; czemu nie zabil wczesniej jego rodziny?
poza tym i tak by go czekala kara smierci
Po niczyjej. Bo obaj bohaterowie ujęci są przez reżysera w sposób
papierkowy. Żadnego nie wytworzył połączenia postać-widz. Jedynie na
początku starał się. Później było coraz gorzej.
[SPOJLERY]Oczywiście że po stronie Nick'a od pewnego momentu. Na początku
oczywiście współczułem Clyde'owi straty rodziny i potem przegranej z
systemem. Rozumiałem chec zemsty i nawet sama zemstę. Ok wszystko spoko.
Fajny gość tez bym pewnie tak zrobił jakby całe moje zycie zostało zabrane
a ja byłbym bezradny. Tu sie z nim mocno utożsamiłem. ALE!!!! Ja rozumiem
że chciał walczyc przeciwko całemu systemowi ale mnie coraz bardziej
denerwował gdy zaczął zabijac wszystkie osoby po kolei. To juz jest
fanatyzm i terroryzm a nie "prawo zemsty" Własciwie tak konkretnie zaczałem
byc po stronie Nick'a od momentu kiedy była scena gdzie wysadził samochody.
No rzeczywiście godny podziwu bohater. W imie walki z systemem i w imie
własnej zemsty zamordować ludzi którzy nie mieli nic wspólnego z jego
sprawą za która sie mścił. (mówie głównie o tej dziewczynie) W tym momencie
straciłem do niego jakakolwiek sympatię i chciałem żeby Nick był góra w tym
chorym układzie.
Oj prosze Cie bardzo. Dziewczyna pokazana byla w iscie ckliwy amerykanski
sposob - i byl to jedyny moment filmu jaki mi sie nie podobal. Generalnie
Nick karierowicz jest zaje...fajnym bohaterem, naprawde :-0 liczy procent
wygranych spraw - mily gosc. sam mam rodzine i gdyby mnie cos takiego
spotkalo, to albo bym sie zabil, albo pozabijalbym ich wszystkich - tak jak
Clyde.
Mściwy psychol kontra karierowicz. Cięzko im kibicować, żaden nie wzbudza sympatii, to główna bolączka filmu.
Pusty mix Dextera z Prison break. Niewypał, ale strawny.
[SPOILER]
Ujmę to tak... Clyde to od początku filmu bohater tragiczny -wiedziałem, że nic dobrego już więcej go w życiu nie spotka. Współczułem mu, najpierw utraty rodziny, potem niesprawiedliwości systemu. Choćby z tego powodu ośmielę się napisać, że jego stronę trzymałem.
Nick'a przez większość filmu zwyczajnie nie mogłem strawić, jak dla mnie ta postać to mieszanka ludzkiej głupoty, ślepej ambicji, egoizmu i ciągłego łudzenia się... Tak na szybko: klęskę, jaką jest sprawa Clyde'ów traktuje jak zwycięstwo, nie potrafi przyznać się do błędów, łudzi się, że wszystko ma pod kontrolą... A na samym końcu, zabiciem Clyde'a kompletnie się pogrążył -tak po prostu zabić człowieka, który mógł założyć w mieście setki rozmaitych bomb, pułapek i innych niespodzianek, od których może zginąć jeszcze masa ludzi?
Właśnie... Co ich wtedy tak naprawdę uśmierci? Terror Clyde'a... czy ego Nick'a?
To ciekawe, gdyż najpierw bohatera widzimy jako postać POZYTYWNĄ a im bliżej końca, objawiają się jego NEGATYWNE cechy. Dowiadujemy się bowiem, że projektował jakąś broń (krawat) do zabijania ludzi i tak dalej (ale sam nie uczestniczył w morderstwach). No ta scena znęcania się nad morderca jego rodziny - też "psychiczna" :] Jak i zabicie współwięźnia aby został przeniesiony do izolatki (swoją drogą, nie mógł wiedzieć do której zostanie przeniesiony).
Zadziwiało mnie dlaczego Clyde chciał trafić do więzienia.
Bardzo poruszył mnie moment kiedy w finałowej scenie Clyde pyta się murzyna, czy może jakaś ostateczna oferta? A ten mu odpowiada, że z mordercami już nie idzie na układy. I pamiętne trzymanie w dłoni bransoletki z napisem "tatuś". Wzruszające.