W sumie spodobało by mi się to bardziej gdyby jego genialny plan wypalił i jakiś urzędas zdał by sobie sprawę z tego, że jest gorszy od gnojów których wypuszcza na ulicę. Szkoda mi go, no ale przecież i tak jakby mu się udało szczęśliwy by nie był.
Nie kumam sceny gdy czarny przysięga na biblie a potem mówi do gliniarza "fuck his rights" gdy włamją się do magazynu. czyli, że jego prawa nie są nic warte a bandziora który zabił Clydowi rodzinę nawet ręke podał... Żal typa, głupi czar$@%^.... :D
No właśnie, to niby on morduje wszystkich dookoła ale i tak widz jest za nim:):):)
No bo on ma racje. To czarny jest tutaj bandziorem bo przecież wypuszczając morderców na ulicę przykłada rękę do następnego morderstwa. Równie dobrze sam by mógł pociągnąć za spust. Dla mnie to film bez happy endu. A wkurza najbardziej mnie to, że ten czarny bohater myśli, że jest porządnym człowiekiem z rodziną. Może to celowy zabieg?
Dokładnie też tak to widzę :( szkoda zakończenia które odjęło cały punkt w ocenie filmu...
Może takie zakończenie nie zaczęło by tematu? Może byłoby zbyt banalne?
Chcą tutaj zrobić z Butlera jeszcze bardziej złego człowieka gdy zabija paru urzędasów i chwilowego współwięźnia jednak, nikt za nimi i tak nie płacze. Może my mamy coś z głowami? A może po prostu nigdy by do tego nie doszło gdyby była sprawiedliwość. Dlatego cokolwiek by bohater nie zrobił i tak byśmy mu przytaknęli. Zwłaszcza, że skupia się na władzy a nie na zwykłych ludziach.
Ponadto widać, że pani burmistrz z czarnym, oboje mają gdzieś prawa obywatela takiego jak Butler, a morderców wypuszczać na ulicę można, bez żadnego uzasadnienia, praw ich przestrzegają za wszelką cenę. Dziwne to jest, ciekawe co zrobiłby czarny gdyby mu ktoś zabił dziecko gdy ten ugania się za Butlerem. (najlepiej taki, którego sam wypuścił)