I porażka. Głównie przez fabułę. Ja wiem, że to sf, ale niech chociaż się to trzyma kupy. Na pierwszy ogień "dobry" Predator. Niby chce ocalić ludzkość, a na początku filmu wyrzyna każdego napotkanego człowieka. Dopiero przestaje zabijać kiedy dociera do miasta, ale po chwili ginie zabity przez drugiego Predatora. Podczas ich walki jest napisane (tłumaczone z ich języka), że ten "dobry" to zdrajca. Dobra, lecimy dalej. Murzyn, który tropi Predatorów. Po ich walce, dochodzi do wniosku, że ten "dobry" przybył na planetę aby uchronić ludzkość przed Predatorami, a ten drugi został wysłany, żeby temu zapobiec. Skąd to wie? Tak myśli. Tyle wyjaśnienia. Ostatni absurd. Dziecko z autyzmem. W ciągu 2-3 minut rozgryzło język i technologię Predatorów. Może są jakieś inne, ale nie aż tak duże jak w/w i ich jakoś nie zauważyłem.
Ten film to ewidentnie komedia, a z pewnością nie horror, jak to podaje imdb. Jako że tytuł brzmi Predator, a nie np. Predator 3, to śmiało mogę go wymazać z tej serii i nigdy o nim nie wspominać. Pan Shane Black chyba zbyt mocno się zagalopował i przyrównał Predatora do familijnych filmów marvela.
Sam scenariusz to jakieś nieporozumienie, Predator chce pomóc ludziom w zwalczaniu jego ziomków, a jego większy rodak pożąda DNA autycznego dzieciaka? Predator to po prostu myśliwy, który dla rozrywki leci sobie na obcą planetę trochę poszaleć i zdobyć trofea - koniec, kropka. Film nie ma żadnego klimatu - strachu czy zaskoczenia, dowcipy są żenujące i zupełnie niepotrzebne. W filmie widzimy też jak niski jest obecnie poziom pomysłowości twórców. Kiedyś ktoś wymyślił takiego strasznego predatora i w jego stroju biegał po lesie aktor. Do tego efekt kamery termowizyjnej i wychodzi film kultowy. Dzisiaj przy pomocy ogromnej mocy obliczeniowej komputerów, udało im się stworzyć powiększoną wersję predatora (amerykanie ostatnio lubią wszystko większe) i myślą że są genialni. Ale to jeszcze nic, bo przecież ekipa wymyśliła nowego potwora, krwiożerczego psa z dredami!!! Połączenie Pumby z głową predatora - tak, to mnie rozbawiło do łez, a pewnie miało wystraszyć.
Wracając do scenariusza i jego głupoty - ten cały szef agencji rządowej, twardziel zajadający się cukierkami, zdobywa żywego predatora i więzi go w laboratorium w uśpieniu przywiązanego sznurówkami. Na końcu filmu okazuje się, że ten sam czarny szef posiada translator języka predatorów (LOL) i czeka aż ten wielki zmutowany przyjdzie na jego konferencję prasową, bo to takie oczywiste. Nie mógł na początku po prostu przepytać tego mniejszego w laboratorium?
No dobra, w tym filmie jest tyle absurdów, że szkoda słów.