Po obejrzeniu filmu, mogę go bez problemu nazwać "Obcy: Geneza". mamy w pierwszej
scenie odlatujący chyba z ziemi statek obcych, pozostaje jeden, pije coś co go rozbija na
cząsteczki i resztki jego DNA wpada do wody dając życie (czy całości życia na ziemi, czy
tylko ludziom, przecząc teorii Darwina, nie wytłumaczono). Na planecie na którą trafia
prometeusz od 2000 lat owi przedstawiciele rasy już nie żyją. Są tu jakieś urny, coś z nich
wycieka, powstają jakieś zalążki nowego życia, agresywnego. Czyżby rasa ta prowadziła
tu badania genetyczne? tworząc bron biologiczną a my jesteśmy tylko ich nieudanym
eksperymentem, który chcą skasować? Tez nie do końca wiemy. Wiemy że 2000 lat ich
badania wymknęły się z pod kontroli, uciekali na hologramach nie wiadomo przed czym.
Spora część ciał miała dziury w klatkach piersiowych. Kabina pilota ( w kształcie
teleskopu) statku łudzaco podobnego do tego, który znaleziono na podobnej planecie w
filmie Obcy: 8 pasażer nostromo sugeruje nam że to właśnie to. Nawet fikcyjna
korporacja Wayland tu jest. To samo uniwersum ale jakieś 50 lat przed? Dochodzi do
zarażenia, jednego załoganta zabija ta glista, drugi się czymś zaraził i się rozpadał (to co
na początku filmu) a jeszcze inny przyszedł jako "zombie?" z nadludzką siłą, co mnie nie
przekonało... nie wiem o co kaman w tej scenie. Na koniec mamy scene jak z brzucha
wielkoluda wychodzi zalążek czegoś co przypomina nam znanego obcego. W pierwszym
filmie z Obcym, znaleźli identyczne ciało ale na fotelu pilota owego statku, ten sam
pancerz... no tak, tyle że tam było podobno wiele statków, cała placówka badawcza.
Jedyne co się nie trzyma kupy to to że obcego w jego pierwotnej formie zobaczyliśmy w
2092 roku (w filmie) a w Obcy vs Predator mamy wzmianki o tym że juz na ziemie je
sprowadzono gdy ludzkość dopiero tworzyła imperia. Czyżby pomost między tymi filmami
został zerwany? Nie sądzę Wiadomo że coś obcym poszło nie tak z ich badaniami.
Puszczając wodze fantazji myślę sobie że ponad 2000 lat przed przybyciem
prometeusza, na tę planetę wpadło kilka predatorów, zrobiło jadkę i przy okazji zobaczyli
w akcji "obcego", który jako xenomorf, dość szybko przybiera inną formę pod wpływem
obcej tkanki żywiciela. Być może już wtedy wykształcił się ten typowy obcy, w końcu w
filmie taki stwór wychodzi dopiero po wykorzystaniu jako żywiciela tego olbrzyma. Predki
sobie zatrzymały te stworki do polowań, a że genetycznie my ludzie byliśmy podobni do
konstruktorów, to do nas polecieli i tu odsyłam do filmu AvP. Ja to tak widzę.
Co do filmu, prócz kilku niezrozumiałych chwil, czułem to coś co kiedyś raczył nas film
obcy... 8/10 :) Jak mój ojciec powiedział... dość pesymistyczny film.
Ta planeta z początku jest dziewicza - wygląda jak z czasów prekambru. Czyli sam biotop. Chyli wychodzi, że życie ogólnie było tworzone.
Alien1 i Prometeusz to inne uniwersa, w sensie że akcja się toczy na innych księżycach, czyli LV-223 (P.) i Acheronie (A.).
Charlie się nie rozpadł - został spalony żywcem. Nie wiemy dalej, co się stało z jego ciałem.
Inżynier vs predator - drugi by raczej nie miał szans. Było pokazane, jak Inżynier jest potężny. Odporny na strzały i potrafi rzucać ludźmi na 20 metrów. Batman zabił już predatora, mimo że to człowiek :)
Sądzę, że Inżynierów goniły jakieś wielkie alieny, jak Królowa, które potem po prostu zdechły ze starości gdzieś na księżycu, nie znalazłszy żywiciela. I teraz pytanie. Czemu jeden Inżynier przeżył i jeszcze spał? Karapaks kapsuły nie był też podniszczony ani podrapany, co świadczy, że to coś, co goniło Inżynierów, nie próbowało zabić tego jednego.
Ja sądze że to predatory a to że tu planeta jest ale była wzmianka o księżycu więc z alien 1 nie wykluczone ze i tam mieli swoją placówkę badawczą. Predek tez może rzucić człowiekiem i tez jest w miare wytrzymały na strzały (bez kombinezonu), Inżynierowie mieli te skafandy, dość grube dla tego go nie ruszyły strzały. To że jeden się ostał to czysty fuks. Było kilka kapsuł w których po 2000 lat padły bateryjki, i starczyło mocy by utrzymywać tylko jedną (pewnie wyższy rangą). pytanie czemu nie mieli żadnego ratunku ze strony swoich pobratymców, którzy na pewno gdzieś indziej maja swoją macierzysta planetę. Być może ta placówka nie tyle że była tajna ale władze Inzynierów o niej nie wiedziały (na własna rękę badania bilogiczne i genetyczne). Albo też byłi ostatnimi przedstawicielami swojej rasy i genetyką próbowali odtworzyć populacje, ale coś im nie wyszło. Też jest możliwość że ta planeta była tylko ostoją dla wędrownego trybu życia tej rasy. Nie mniej jednak mylisz się ze prometeusz nie jest powiązany z alienem. Wszystko na to wskazuje. Firma Wayland, lokacje w statku (słynny fotel pilota niczym z jedynki alien), kombinezony (też można w jedynce zobaczyc na tym fotelu takiego kolosa), kwas zamiast krwi u obcych (aczkolwiek ich pierwotna forma przypomina dopiero zalążek rozwojowy ich ostatecznej formy), czy ostatnia scena gdzie widzimy prawie identycznego aliena. Film pozostawia tylko zbyt dużo nieścisłości i niedomówień, dla tego wkleiłem moją opowiastke z predatorami. Tak zaawansowana technicznie rasa nie mogła od tak spartolić eksperymentu... coś się do tego przyczyniło, i czuję że to predatorzy wpadli z niezapowiedzianą wizytą, przy okazji uwalniając eksperymenty, które sobie zagarneli dla własnych polowań, czyli alieny. (Xenomorfy).
Prometeusz to to samo uniwersum, co Alien, tak jak "Drakońskie metody" i "Czas bliźniaków" to to samo uniwersum pewnej serii fantasy - Krynn. Jednak same historie mają ze sobą niewiele wspólnego. Może tu chodzi o to samo. Rózne historie opowiedziane w tym samym uniwersum, nachodzące na siebie, ale niepowiązane ze sobą. Zobaczy się dalej.
Szkoda by było, gdyby ci Inżynierowie byli ostatnimi przedstawicielami swej rasy. Chętnie bym ich zobaczyła w P2.
Możliwe, że Inżynierowie nie otrzymali pomocy, bo byli po prostu skazani na zagładę na zasadzie niech zginie pięciu, a ocaleje pięćdziesięciu. Może mieli odciągnąć to, co ich ściągało od reszty uciekającej w kosmos?
Czyli kwarantanna, ale żadna rasa by nie zostawiła by tak waznych wyników badań genetycznych nad tak cholernie skuteczną broniom.
Czyli pozostaje opcja, że badania były tajne i nikt o nich nie wiedział, poza grupą wtajemniczonych... którzy zginęli.
Eee tam. Prometeusz i Alieny to to samo uniwersum i Promek jest po prostu prequelem. Strasznie trzeba sobie naginać rzeczywistość, żeby twierdzić, że mają ze sobą niewiele wspólnego.
W Alienach mamy... o alienach. Tu o Inżynierach, stworzeniu człowieka, nieśmiertelności i "Bogu", czyli ogólnie Daniken. RS wykorzystał jedynie swój pomysł i użył tych samych nazw, co w Alienach.
Zobaczy się zresztą w P2 i P3, czy zostanie połączony z Alienami.
Właśnie dlatego Promek to prequel, a nie sequel. Z Alienami już jest połączony, bo nawiązań wprost było zbyt dużo. To niepoważne rozdarcie twórców między prequel - nie-prequel tylko dodatkowo pogrążyło film, bo widać wyraźnie, że to jest po prostu prequel (pomijając nawet protoaliena na końcu).
Nawiązanie do serii Alien nie oznacza od razu, że Prometeusz jest prequelem. Dwie zupełnie odrębne historie, które posiadają tylko wspólne elementy.
Nawiązywanie Scotta do religii, "Boga" czy symboli wiary w tym filmie o "bestiach, śmierci, egoistycznym bogaczu itp jest czymś w rodzaju prób szerzenia herezji. Jeśli komuś udało by się dotknąć "tajemnicy Boskiej", to z pewnością nie oligarchom takim jak Weyland. Scott "heretyk" zapomniał chyba, że "Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do Królestwa Niebieskiego". Poza tym jedno z przykazań mówi "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną". Mityczną próbą dorównania Bogu, a w efekcie karą, było słynne budowanie wieży Babel. http://pl.wikipedia.org/wiki/Wie%C5%BCa_Babel
Jeżeli już Scott nawiązuje do symboliki religii, "greckich herosów" i do Boga, to ta historia powinna mieć "ręce i nogi", a nie bezcześcić wiarę naszych przodków i naszą, "greckie mity" może sobie mieszać z błotem, to nie religia, tylko folklor. Szkoda, że nie widzisz jakiego bajzlu narobił, wszystko bezsensownie zmieszał, pominął wiele kluczowych wątków dla ważnych elementów, które zawarł w filmie i nie wyjaśnił nawet "tego zamieszania/zbiegu okoliczności". Cóż, powstał tylko film o prymitywnych potworach, z nieodpowiedzialnie wplecionymi wątkami dobytku kulturowego i cywilizacyjnego ludzkości. Scott siermiężnie to wszystko spłycił, wychodząc nie tylko na heretyka, ale również ignoranta, który wymierzył chamsko policzek dla osiągnięć ludzkości, w tym artystów, którzy wstydziliby by się, by ich nazwiska firmowały tak niszowy produkt.
Proponuję ci obejrzeć "lepszą parodię" Alien, jest tam nawet czarnoskóry pilot, wzorem "Janka". 2 androidów. Bestiariusz i wyrazista fabuła, po prostu ogląda się przyjemnie i bez zażenowania, czarna komedia. Nie sugeruj się oceną, to jest humor. Siermiężny sztywniak Scotta, wypada przy nim bardzo blado, nie śmieszy, nie straszy, niczego nie wyjaśnia.
Aaa, czyli już wiadomo dlaczego tak się uwziąłeś na ten film, jesteś zwykłym katolem. Hahahahah! Scott specjalnie chciał was wkurzyć i jak widać są tego efekty.
Dlaczego masz tak negatywny stosunek do mitów greckich, a gloryfikujesz Biblię, czyli chrześcijaństwo? Jedno i drugie to forma religii, a każda (za wyjątkiem fanatycznych, gdzie cierpią inni ludzie) zasługuje na respekt i zrozumienie.
Nie mam nic przeciwko mieszaniu religii, w Prometeuszu mógłby nawet Tezcatlipoca walczyć z Horusem, byle to miało jednak sens i z czegoś wynikało.
To proste, mity greckie to bałwochwalstwo, tuzin różnych bożków, które nijak nie mają przełożenia na życie ani rzeczywistość, świat bez tego nic nie straci, ale bez Biblii i wiary w Boga straci największe i najlepsze osiągnięcie ludzkości. Chyba, że ktoś nie rozumie tego fenomenu, czy czytałaś Biblię lub choć przynajmniej "Księgę Mądrości" ? Wnioskuję że nie. Greckie mity to za przeproszeniem, obecnie tylko folklor i herezje. To jest zbyt płytkie bym mógł to stawiać na równi z wiarą. Negatywny stosunek mam nie tyle do filmu (idiotycznego co prawda), co do twórców, którzy robią sobie kpiny, z ludzi i z osiągnięć ludzkości, wyżej sugerując kolejnego fikcyjnego bożka. Film w pewnym sensie dąży do zbezczeszczenia, tego co jest świętością. Scott podsuwa tu możliwość istoty Boskiej w postaci "greckiego żywego posągu" a la kosmity inżyniera niejakiego SJ. Porwał się iście z motyką na słońce. Ten film, mąci w głowach najmłodszych, i tak unikających już kościoła i wiary na rzecz " niedzielnych zakupów w markecie". To jest złe, bo spotykają się tam ludzie i owszem, ale nie czerpią w ten sposób żadnych nauk i wzorów postępowania. Kupowanie to bożek współczesnych czasów. Tu nie można być sobie równym, to zależy od zdolności kupowania, a "Przed Bogiem każdy jest równy" Mam nadzieję, że nie muszę się rozpisywać i to wystarczy. I wiedz jedno, niejaki Scott jest nikim, po prostu starym dziadkiem, któremu trafiło się ziarno niczym ślepej kurze, jest tylko pionkiem w grze, w której karty rozdaje zupełnie kto inny, udowadnia to bardzo wymownie swoim filmem. I na koniec 1 przykazanie " Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną" . To miał być po prostu film o potworach, i sprawa jasna a on tu marzy o Boskości, to chore, bo brak mu kompetencji. Mógłby nakręcić coś na wzór parodii Alien, np Leprechaun 4. jest humor, groza, bestiariusz, androidy, czarny pilot "Janek", piękniejsze aktorki i jest przynajmniej porządne show.
Film ma prawo odnosić się do wszystkiego, także do Biblii. Może ją bezcześcić, może mącić w głowach najmłodszym. Jeśli oceniasz go pod tym kątem, to znaczy, że nie tyle oceniasz filmu, co wyrażasz swój stosunek do światopoglądu, który przedstawia. Wizja Genesis Ridleya Scotta jest tak samo uprawniona jak wizja z Biblii czy Mitologii. Dla ciebie mitologia to dyrdymały i folklor. To zupełnie jak Biblia dla wielu. Pora chyba wyrosnąć z jednego słusznego światopoglądu. I nie tyle chodzi mi o to, żebyś go odrzucił, co zrozumiał i zaczął tolerować tych, którzy go nie podzielają. Nie powiem, że film się kupy nie trzyma, jest w nim po prostu wiele niejasności, które może zaplanowana rozwikłać w kolejnych częściach. Zestawiając Dekalog z Prometeuszem, chyba jednak zbyt radykalnie mieszasz uniwersa.
1) Weyland któremu marzy się nieśmiertelność z rąk inżynierów zostaje srodze ukarany. Wiara w nowych "bogów" została mu dość szybko i brutalnie wybita z głowy.
2) W filmie pada stwierdzenie: jeśli nas stworzyli inżynierowie, to kto stworzył inżynierów?
No właśnie.
3) Shaw szuka pod koniec swojego krzyżyka. Gdyby Scott był neopoganinem, pewnie kazałby krzyżyk ciepnąć w kąt i wygłosić frazę: "O ja durna wierzyłam przez tyle lat w jakieś mity, podczas gdy do spółki z Hollowayem odkryłam, prawdziwych stwórców". Shaw robi coś wręcz odwrotnego. Nawet android się temu stwierdza zdziwiony: Pani wciąż wierzy, nawet po tym wszystkim.
I między innymi dzięki eksponowaniu krzyżyka, spotkałem się tu z opinią o nachalnej propagandzie kościelnej, którą film bezczelnie epatuje. Jak widać ludziom dogodzić ciężko. I tak źle, i tak niedobrze.
4) Początkowe kadry filmu sugerują, że inżynierowie "wyprodukowali" ludzi. Jest to jednak tylko sugestia, która bardzo łatwo może zostać przez reżysera skorygowana. Skoro wg Darwina małpy i ludzie mają wspólnego przodka, to można z łatwością wywieść filmową tezę, że inżynierowie i ludzie mają również wspólnego przodka. Wtedy inżynierowie nie byliby już stworzycielami.
5) A propos Darwina - czym różni się "robienie kpin z ludzi" w "Prometeuszu" od teorii Darwina? Jedno i drugie stoi w sprzeczności z Biblią.
Gdyby film był inteligentnym show jak poprzednie cześci to ok, ale nie... Scott nie żartuje, on zrobił propagandowy kogel-mogel, niczym kucharz-kiepski szczypta mitu, łyżka religii, kilka kości (plagiatów) aby staneło w gardle, wymieszać i niech próbują sami zgadnąć co jedzą. głupsze świnki będą ciamkały aż im uszy będą fruwać jak chorągiewki ze szczęścia
Scott to scjentolog, wierzy w stwórców kosmitów, jego sprawa ; P Nigdy nie poznamy "Boskiej energii" (jest to opisane w Biblii). Z kolei krzyżyk, jest symbolem wiary i cierpienia Jezusa za nasze grzechy. Być może ten wątek ma akurat sens, bo Shaw jako jedyna, dziwnym zbiegiem okoliczności uchodzi z życiem, bowiem "Niezbadane są wyroki Boskie" Gdybyśmy jednak poznali swego "stwórcę", nasza wiara straciła by sens, bowiem jest to "próba wiary", dzięki temu nie musisz bać się np. kary po śmierci, masz wolną wolę, która pozwala ci "nie wierzyć". Musisz uznać "fenomen wiary", to jest karma ludzkiej "duszy", i tak jak instynkt jest niezbędny dla ciała, tak wiara jest dla "podtrzymania ducha"
Obawiam się, że przeżyjesz dalsze rozczarowanie, ponieważ z usuniętych fragmentów wynika, iż obca rasa żyje w "Raju" i reżyser wskazuje, że są kimś, kogo śmiało można określić mianem aniołów. Ten wątek został gruntownie z filmu gruntownie wycięty prawdopodobnie dlatego, aby nie psuć elementu zaskoczenia w części następnej. Niemniej jednak reżyser z tego wątku nie zrezygnuje. A tak przynajmniej można wnioskować z tytułu planowanej kontynuacji, która brzmi "Paradise".
Prawdopodobnie okaże się, że to nie "aniołowie" są stworzycielami, a jedynie wykonawcami, i część z nich albo postanowiła samowolnie zlikwidować ludzkość (upadłe anioły), albo znów tylko wykonują polecenie.
Jeśli mam rację, to będzie kolejna fala skrajnych poglądów - z jednej strony o religijnej konkwiście Scotta, a z drugiej o neopogaństwie...
Uważasz, że to dobrze?
Spróbujmy dla rozrywki zrobić pewien eksperyment. Załóżmy, że jesteś istotą boską. Tworzysz ludzkość, która jeszcze raczkuje i ma prymitywne, tudzież barbarzyńskie skłonności. Ponieważ nie chcesz narzucać owej ludzkości pewnych zachowań (albo nie możesz), więc tworzysz uniwersalny katalog przykazań, które mają na celu tylko jedno: aby ci ludzie nie powybijali się nawzajem do nogi. Spróbuj zaproponować taki dziesięciopunktowy zestaw, mając na względzie, że tworzysz go dla ludzi prymitywnych, którym instynkty będą podpowiadały mało pokojowe rozwiązania.
Orion samo założenie na dzień dobry już jest błędne. Gdybym był istotną boską (doskonałą), nie stworzyłbym takich bubli :-) ku uciesze gawiedzi, patrząc jak się durne pały między sobą tłuką i próbując regulować im życie - po co? Jaki tego cel z mojego boskiego punktu widzenia?
Uważam po prostu, że można żyć i w zgodzie z prawem i szeroko pojętą moralnością - być po prostu dobrze działającą częścią tego mechanizmu zwanego życiem i że nie musi mieć to kompletnie nic wspólnego z bzdetami, wierzeniami, hipokryzyjnymi modlitwami i tym podobnymi duperelami. Religia (każda licząca się) jest tak nasiąknięta hipokryzją, aż głowa boli.
Oczywiście jako normalna jednostka społeczna nie mam nic przeciwko osobom, które w coś wierzą - ich sprawa. Irytuje mnie natomiast tzw. indoktrynacja we wszelkiej formie, a za takową postrzegam już wypowiedzi w stylu "wszyscy jesteśmy świadomi, że istnieje siła wyższa". Otóż nie, moi kochani koledzy i koleżanki z forum. Nie istnieje :D (teraz ja indoktrynuję ;-), ale to celowe).
PS. Mało mnie interesuje czy Scott jest scjentologiem, satanistą czy innym wyznawcą. Nie interesuje mnie, czy zawarł jakąkolwiek swoją symbolikę w filmie, a w samym utworze podobało mi się pytanie, sugerujące, że ktoś stworzył inżynierów. Odpowiedzmy więc sobie na pytanie - kto stworzył Boga? Nie muszę chyba dodawać, iż odpowiedź, że istniał od zawsze jest tak samo dobra (jeśli nie gorsza), iż nasz świat (w sensie więcej niż obecny wszechświat) istniał od zawsze i od zawsze rządzi się swoimi prawami. To pytanie od razu sugeruje, że zastanawianie się nad początkiem i przyczyną początku jest bezsensem, a niektórzy nie mogą tego stanu rzeczy zaakceptować i szukają wiatru w polu - stąd też usilna wiara. Podejrzewam, że takim samym bezsensem jest zastanawianie się nad końcem tego wszystkiego, ale to tematy na dłuższą dyskusję. I tak już zboczyłem z tematu.
Jeśli moja odpowiedź jest zagmatwana, to jeszcze tutaj w jednym zdaniu odpowiem Ci na pytanie, czy uważam, że to dobrze - uważam, że to bez znaczenia :-)
"Gdybym był istotną boską (doskonałą), nie stworzyłbym takich bubli :-) ku uciesze gawiedzi, patrząc jak się durne pały między sobą tłuką i próbując regulować im życie - po co? Jaki tego cel z mojego boskiego punktu widzenia?"
Owszem. Można stworzyć np króliki. Miłe, puszyste, roślinożerne. Nikomu krzywdy nie robią. Tylko po co? Jaki to miałoby cel?
"Uważam po prostu, że można żyć i w zgodzie z prawem i szeroko pojętą moralnością"
Można, ale zostałeś ukształtowany przez cywilizację, która wpoiła Ci pewne normy i zasady. W sytuacjach ekstremalnych owe normy przestają obowiązywać i życie w zgodzie z prawem i szeroko pojętą moralnością bywa problematyczne. Co więcej prawo, tudzież moralność w różnych częściach globu nie znaczy zawsze to samo. Przypominam również, że pytanie odnosiło się do ludzi na nieco innym poziomie cywilizacyjnym, dla których prawo, tudzież moralność znaczyło jeszcze co innego. Np w Egipcie prawo i moralność było jak najbardziej w zgodzie z niewolnictwem. A dzisiaj już nie. Innymi słowy zarówno prawo jak i moralność ewoluują. A chodziło o kodeks uniwersalny.
"Mało mnie interesuje czy Scott jest scjentologiem, satanistą czy innym wyznawcą."
Pytanie nie odnosiło się do kwestii religijnych, bo nie chce mi się uprawiać donkiszoterii. Naukowych dowodów na istnienie Boga nie ma. Podobnie jak dowodów odwrotnych. Zatem jest to tylko i wyłącznie kwestia wiary. A ponieważ ludzie nie zgadzają się, aby ich życie ograniczało się tylko i wyłącznie do podtrzymania gatunku, czyli płodzenia dzieci, szukają więc innego sensu. Zawsze będą tacy, którzy w coś wierzą i tacy, którzy nie wierzą. Dyskusje niczego w tym przypadku nie zmienią, dlatego ich nie podejmuję.
"nasz świat (w sensie więcej niż obecny wszechświat) istniał od zawsze i od zawsze rządzi się swoimi prawami."
Nie do końca. Nasz świat (w tym kształcie i na tych zasadach) nie istnieje od zawsze, ale od Wielkiego Wybuchu. Co było przedtem, ani co zainicjowało Wybuch - tego nie wiemy. Koniec nie budzi raczej wątpliwości. Podstawowy budulec gwiazd, czyli wodór, został zużyty w około 30%. Jeśli zabraknie gwiazd, nie będzie też życia. Zostanie tylko ciemność i pustka, bo rosnący ciągle wszechświat rozproszy atomy do tego stopnia, że nie będą w stanie się już połączyć. Aczkolwiek rozumiem, że nie taki koniec masz na myśli.
"Jeśli moja odpowiedź jest zagmatwana, to jeszcze tutaj w jednym zdaniu odpowiem Ci na pytanie, czy uważam, że to dobrze - uważam, że to bez znaczenia :-)"
Moje pytanie dotyczyło innej kwestii, którą sformułuję inaczej. Czy gdyby ludzie żyli wg 10 przykazań świat byłby lepszy, czy gorszy? Pomiń źródło przykazań, a skoncentruj się na ich znaczeniu.
Faktycznie odbiegliśmy od tematu bardzo daleko. Pozwolę sobie więc na tym poprzestać.
Nie czytasz mnie uważnie :-) Pisząc o istnieniu świata od zawsze podkreśliłem, że mam na myśli coś więcej niż obecny wszechświat powstały prawdopodobnie po Wielkim Wybuchu.
Ale do rzeczy - odpowiadając wprost na Twoje pytanie - myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi - można tu swobodnie zastosować teorię względności. Przede wszystkim uważam, że nie jest to możliwe - religie bądź co bądź próbowały narzucić ludziom (i próbują do dziś) takie prawa, a jak bywa z ich przestrzeganiem sami wiemy :-)
Dlatego podtrzymuję zdanie, że to nie ma znaczenia. Pisałeś o różnicach w moralności i prawach - owszem są, były i będą. Ale odgórne "boskie" prawa nigdy tych różnic nie zniwelowały i nie dadzą temu rady. Ludzie i tak żyją jak chcą i jak im na to codzienność pozwala.
Nie sądzę też, by 10 przykazań było wystarczające do wizji "dobrego" świata. Jak to w życiu - wszystko zawsze i tak rozbije się o detale ;-)
"nasz świat (w sensie więcej niż obecny wszechświat) istniał od zawsze i od zawsze rządzi się swoimi prawami."
Nasz świat rządzi się swoimi prawami od Wielkiego Wybuchu. Jeśli poszerzasz definicję świata o tę część sprzed Wybuchu, to popełniasz nadużycie mówiąc iż te prawa były zawsze takie same. Zresztą to nieistotny szczegół.
Znasz kawał o szafce? Leci tak:
- Obywatelu Kriukow, skąd bierzecie tyle pieniędzy?
- Z szafki.
- A kto je tam wkłada?
- Moja żona, Lidia Rusłanowa.
- A skąd ona je bierze?
- Ja jej daję.
- A wy skąd je bierzecie?
- Obywatelu śledczy, przecież już wam powiedziałem - z szafki.
Jako żywo zaczyna przypominać to nasz dialog:
- Do tego nikt się od dawna nie stosuje.
- A gdyby się stosował?
- To bez znaczenia.
- Dlaczego?
- Bo do tego nikt się nie stosuje.
W obu przypadkach można gawędzić latami bez żadnych efektów:) A nawet można pobawić się w kolejne absurdy np, że moralność i prawo jest też zupełnie bez znaczenia. Bo ludzie się nie stosują itd.
Z pierwszym akapitem mogę chętnie polemizować. W Twoim rozumieniu są to znane Ci i ludziom prawa fizyki, które faktycznie powstały (prawdopodobnie) po/ lub w trakcie Wielkiego Wybuchu. Mój kontekst był szerszy - coś co spowodowało Wielki Wybuch również może (chociaż nie musi, to dyskusyjne tak samo jak istnienie boga) zależeć od jakiegoś prawa :-)
Jeśli chodzi o nasze błędne koło, wynika ono właśnie z teorii względności. W moim osobistym mniemaniu świat taki wcale nie byłby lepszy... Pewnie bardziej nudny, a my nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Z tego punktu widzenia odpowiedź brzmi kolokwialnie: byłoby do dupy. Ale no właśnie... To tylko jeden z punktów widzenia :-) Gdybyśmy stosowali się stricte w całym swoim istnieniu do reguł - bylibyśmy maszynami (przy założeniu, że program nie ma błędów), a nie ludźmi. Na szczęście wszystko i wszyscy na tym świecie popełniają błędy ;-) Nawet natura :D (chociaż to też oczywiście kwestia punktu widzenia).
Jeszcze w kwestii praw rządzących światem - popatrz z punktu widzenia Matrixa. Dla ludzi wewnątrz jest to świat, który rządzi się prawami, które powstały w wyniku Wielkiego Wybuchu. Ale jak dobrze wiemy, okazuje się, że poza systemem (środowiskiem, wszechświatem) istnieje kolejny świat/wymiar, który wpływa na ten wewnątrz w jakiś sposób, itd. itd.
W Matriksie z tego co pamiętam, początkowo stworzono świat idealny, w którym ludzie nie mogli się odnaleźć. Dlatego zastąpiono go światem niedoskonałym, który był bardziej przystosowany do natury ludzkiej. Ale to tylko teoria. Dywagacje na temat światów zewnętrznych to już daleko idące dzielenie włosa na czworo, ponieważ są to czyste spekulacje. A ze spekulacjami na temat czegoś, o czym nie mamy pojęcia bywa tak, że można sobie nagiąć argumenty w dowolny sposób. Zatem dyskusja jest jałowa.
Chciałbym jednak zauważyć, że Wielki Wybuch jest też nadal tylko teorią i spekulacją :-) Tak to już bywa ze środowiskami, że żyjąc w nich, nie jesteśmy w stanie spojrzeć poza nie.
I tutaj się zgodzę. Świat byłby niestety nudny:) Chociaż można dywagować, czy ludzie nie znając pojęcia zła, wiedzieliby, że jest nudno?
Nie miałem przez to na myśli, że dobro jest nudne. Nudne są raczej każde sztywne zasady czy to moralne, czy fizyczne. Podejrzewam, że gdyby nasze umysły były w stanie ogarnąć świat na poziomie subatomowym - też stałoby się trochę nudno ;-), a tak... nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy.
Szkoda że fanatyzmu nie da się leczyć... Znajdź sobie jakieś hobby, zacznij uprawiać sport i czasem chodzić w niedziele na zakupy;)
Uprawiam sport pół-zawodowo ofiaro od prawie 20 lat a zakupy to tymi możesz przynosić zakupoholiku
No właśnie po tej wypowiedzi wszystko jest jasne co się dzieje w twojej główce;) Na ulicy za takie słowa stał byś się ofiarą niemal jak ludzie dla Obcych:D Pozdrowienia dla fanatyka i "napinacza" internetowego.
Ja z kolei, jako osoba apolityczna i areligijna (i tak dalej, wszystko z przedrostkiem "a"), stawiam na równi wszelkie mity, Biblię, Popol Vuh, ponieważ to wszystko są wielowiekowe przemyślenia ludzi, próba ustalenia jakiegoś porządku we wszechświecie w poszczególnych epokach, eksterioryzacja ludzkiego ego, jak i ich słabości. Deifikacja bytu, by nadać mu jakiś sens. Mitologia niczym się nie różni tak naprawdę od Biblii, też są tam spisane wydarzenia, fikcyjne bądź nie, przypowieści z morałem, straszenie bogami, demonami, potępieniem, Ragnarökiem czy sądem ostatecznym.
Mity są płytkie, uważasz. To nic innego, jak przelanie życia ludzkiego na papier, wcześniej relacje przekazywane ustnie lub utrwalane w kamieniach czy pergaminach. Sto procent człowieczeństwa wymieszanego z elementem fantastycznym (bo kiedyś wszelkie niepojętne luki zapychało się Bogiem czy bogami), próba uporządkowania zjawisk. W Biblii mamy przecież to samo, tyle że z udziałem jednego Boga i jego syna. Autorami Biblii są tacy sami ludzie, jak w przypadku mitologii, której, swoją drogą, Biblia jest plagiatem (np. motyw sądu ostatecznego, potopu, kary za grzechy, poświęcenie się dla dobra ludzkości czy zesłanie z niebios syna boga w postaci człowieka - to wszystko już było wcześniej).
W filmie natomiast nie doszukałam się zbezczeszczenia religii chrześcijańskiej. Wręcz przeciwnie. Jest Shaw, która nie traci wiary mimo poznania nowych faktów. To może dodawać otuchy widzom, których wiara jest zachwiana w obecnych świecie, bombardowanych nauką i ateizmem.
Religia jest nie potrzebna, by czerpać z niej wzory zachowania. Od tego powinni być rodzice, nauczyciele w szkole i społeczeństwo. Jeśli dziecko zaczyna być zepsute, winne jest wyłącznie otoczenie. Religia dobra jest do wprowadzenia elementu duchowego do życia, który jest aspektem pozytywnym (oczywiście ten element). I nie musi to być koniecznie wiara w Boga czy bogów, to, co się wpycha ludziom do głowy od najmłodszych lat, ale coś, co wybiera się samodzielnie w okresie, gdy samemu ma się wykształcony pogląd na świat i zna się własne wnętrze.
Zastanawiają mnie natomiast Twoje kompetencje kolego do sugerowania, że mity są be, a biblia cacy :-) Z tego co tu wypisujesz, zgaduję, że przeczytałeś całą. Zapewne Księgę Liczb (16:35-49 lub 25:1-9), Sędziów czy Izajasza uważasz za ów wzór dla młodych ludzi :D Mity to bajki i pierdy? To ja już nie wiem jak nazwać wiarę w boga żądnego krwi ;-) Na pewno nie jest to wzór postępowania dla nikogo.
Nie wchodzę w niczyje kompetencje, na forum nie jest to wymagane. Nie jestem reżyserem, teologiem, czy znawcą mitów i nawet jeśli nie mam racji to przynajmniej nie produkuję propagandy i bzdur, wzorem Scotta i wywrotowca Danikena, (filmy, programy, książki), usiłujących przekonać świat do swoich nierealnych wizji. To tylko ich praca, bowiem "najprościej zarabia się sprzedając powietrze". Prometheus został wyposażony bardzo skąpo, w szczątkowe teorie Danikena, jak i śladowe, chylące się ku zmierzchu, możliwości reżyserskie Scotta. Dlatego też film jest o wszystkim, a zarazem o niczym, zieje pustką, w której "niektórzy doszukują się głębi". Często słyszę tego typu określenia "krwawy Bóg" lub "Boga nie ma". Różni ludzie tak mówią, nie ma reguł. Jednak są pewne "siły natury wyższej". Wiedome jest chrześcijanom że poprzez niedolę, cierpienie masz bliżej do Boga, no i łatwiej jest umierać udręczonemu życiem, ty chciałbyś być zdrów, opływać w dostatki i mieć tak samo łatwo wejść do Królestwa Niebieskiego. Niestety nie jest to zgodne z Boskim prawem, którego przecież jesteśmy świadomi.
"Dziwią mnie wszelkiej maści ateiści, po śmierci każdy jest równy, i wy wrócicie pod skrzydła kościoła martwi, aby was pochować "po ludzku" z należnym szacunkiem i religijnym obrządkiem, aby wasze dzieci, rodzina, znajomi mogli się modlić za wasze dusze i odwiedzać i pielęgnować wasze groby".
Nie słyszałem jak dotychczas, że ktoś chciałby być spalony rytualnie na stosie, wzorem pogan, wierzących w mity i bożki. Ten post dedykuję również Anna_Sandstorm, miłej lektury ;-)
Otóż wchodzisz w kompetencje, a raczej stwierdzasz ich brak u Scotta, stąd moje pytanie. Sam też przyznajesz, że znawcą teologii czy nawet mitów nie jesteś, ale nie przeszkadza Ci to w bezpardonowym określeniu ich mianem herezji - piszesz, że przynajmniej nie produkujesz bzdur i propagandy - a czymże jest wypisywanie treści w stylu "Niestety nie jest to zgodne z Boskim prawem, którego przecież jesteśmy świadomi." - dla mnie to są bzdury wpisujące się w propagandę KK i wszystkiego co pośrednio z nim związane.
Co do samego filmu zgadzam się w 100% że nie ma w sobie nic ciekawego, jakkolwiek ma pewien potencjał, który niestety nie został wykorzystany. Wszedłeś jednak w pewnym momencie na tematy religijne, deprecjonując dokonania innych kultur (vide mity), a jednocześnie stawiając za pewnik istnienie "sił natury wyższej" etc. etc.
Cóż... Gdyby ich istnienie zostało kiedykolwiek potwierdzone, nie byłoby to kwestią wiary, czyż nie?
Cytowana przez Ciebie wypowiedź jest trochę nie na czasie. Każdy jest tak chowany, jak mu się podoba, chyba że nie ma niestety na to wpływu, ale szczerze wątpię, że dla trupa ma znaczenie, czy ktoś modli się nad jego grobem :-)
Nie napisałeś nic nowego czego bym już wcześniej nie pisał, gdybyś to wiedział nie pisałbyś. Jeżeli chcesz być odkrywczy to na pewno nie tym postem. Jeśli nie widzsz wartości wiary a cenisz mity to tylko świadczy że bardzo nisko celujesz, mity nie stawiają przed człowiekiem żadnych wyzwać i wymagań, na mity można se gwizdać, i powiem więcej rzadko kto wie cokolwiek o mitologii. Nie szanując zmarłych stajesz nieszanowany już za życia. Powiem więcej przejmowanie przez nowe pokolenie przykładu kultury zachodu, Francja, Włochy, Hiszpania, Niemcy będzie miało zgubny dla Polski skutek. To co łączy ludzi to wiara, dobra materialne łączą zamożnych i szpanerów/materialistów. Ci o niczym innym nie gadają, jak o dobrach doczesnych. Przez to mają spłycone myślenie ograniczające się do kupowania. To jest ich być albo nie być. Polska nie jest bogata, wieć to nie są realia na dłuższą metę. Już w XVII Europa znana była z pogaństwa, ale była bogata, słabe kraje utraciwszy wiarę, traciły solidarność i padały łupem bogatszych krajów Europy. Nie twoja wina że nie znasz historii. Ale to nie dobrze że są ludzie tego nieświadomi, dlatego przez takicg jak ty historia się powtarza, sprzedałbyś Polskę jak to robiła szlachta w XVII-XVII. Ktoś kto nie zna tch faktów by cię zignorował, uznając twoje racje jako wolność słowa. Wiekszość ludzi zapomina, że tak naprawdę wolność drogo kosztuje, i rezolutnie paplają ozorem, a wróg nie śpi, i przyjdzie czas, że trzeba będzie płacić za błędy w imię źle rozumianej wolności. Przemyśl to sobie
Kolego... Aż przykro czytać ten stek bzdur i poprzestańmy na wymianie zdań w tym wątku. Masz prawo prezentować ideę wysokiej wartości wiary samej w sobie, w przeciwieństwie do tych co w nic nie wierzą, ale sugerowanie że wiara jest gwarantem łączenia ludzi czy nawet bezczelne zarzucanie mi, że sprzedałbym kraj... Brak słów. Z całym szacunkiem, ale to w imię wiary mordowano i nadal w sumie morduje się bez pardonu miliony :-) W imię czegoś, co wymyślił w moim mniemaniu człowiek, po to, by jednostki takie jak Ty, wierzyły w "moc" tych farmazonów. Kończmy temat.
Niepotrzebnie się unosisz kolego. Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy. Oczywiście to nie forum religijne. Ale kolejny raz powtórzę, przemyśl. Nawet nie znasz znaczenia słowa "kościół", właśnie to słowo oznacza z greckiego i hebrajskiego "łączenie, zgromadzenie, zwołanie. Przed, wiekami owszem mordowano, w imię nadużywania władzy kościoła i źle rozumianego Słowa Bożego. W dawnych czasach był analfabetyzm, więc społeczeństwo nie było świadome, że kościół konfabuluje. Z drugiej strony, kościół służył władzy, monarchom, królom itp., tzn. działał w ich interesie. Co i dziś też można zauważyć, a kościelnych wrogów rządu szykanowano i mordowano, np. Popiełuszko. Fakt, który jest zanany już od wieków, nie zaskoczyłeś mnie. Już w wieku XVII wielu mówiło, o przyczynie niezgody religijnej, myśliciele doszli do wniosku iż spowodowane jest to interpretacją słowa Chrystusa. Przed wiekami różnej maści szarlatani, fałszywi prorocy głosili Słowo Boże, na podstawie swojego widzimisię, i tworzyli "religie", do której w formie pisanej nawet dostępu nie mieli. Dziś ludzie, którzy powołują się na takie wnioski, "mordowanie przypisują religii", nie dostosowali się do współczesnych czasów. Ich wiedza, utknęła daleko w historii, wydarzeń przed wiekami. Żadna religia nie jest zła u źródła, tylko ludzie którzy nie potrafią jej interpretować. To człowiek ze swymi słabościami, jest słabą "stroną religii" lub mocny w przekonaniu, że religia tak naprawdę służy jednoczeniu. Zawsze będzie lepiej dla pokoju na świecie, gdy będzie jedna religia i jeden Bóg, i mam nadzieję, że jeśli jest Bóg to tak się stanie
Nie unoszę się i nie lubię imputowania mi pewnych rzeczy. "Sprzedałbyś", "nie znasz znaczenia słowa "kościół"". Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie mój drogi.
A dla pokoju na świecie byłoby najlepiej, gdyby nie było żadnej religii :-) Ale zarówno moje, jak i Twoje życzenie w przedostatnim zdaniu pozostanie tzw. "pobożnym".
Czy Bóg potrafi się unicestwić, a potem przywrócić się do istnienia? Czy Bóg potrafi stworzyć całego białego czarnego konia? Czy Bóg potrafi uczynić zło, które unieważniłoby definicję jego samego? Czy Bóg potrafi stworzyć coś, co jest czymś i zarazem tym czymś nie jest? Czy Bóg potrafi oświadczyć coś, co z tej samej perspektywy jest jednocześnie prawdą i fałszem? Czy Bóg potrafi stworzyć coś starszego i potężniejszego niż on sam?
Nie jest niewolnictwem podporządkowanie się rzeczywistości, niewolnictwem natomiast jest wiara w kłamstwo tylko dlatego, że jest atrakcyjne.
Jezu Chryste! Jaki Batman, jakie Predatory? Dlaczego mieszacie te światy ze sobą? Seria AvP to gniot (zarówno komiksowy jak i filmowy), to profanacja obu serii jednocześnie, ale nie takie gnioty nam już komiksy fundowały. Nie skłaniałbym się również odcinaniu Prometeusza od serii o obcym - nawiązań wizualnych i fabularnych jest tak wiele, że byłoby to jakieś zaklinanie rzeczywistości - to bez wątpienia to samo universum, tylko przedstawione w trochę nowej formie.
To było powiedziane żartobliwie. Chodziło mi o film fanowski: www . youtube . com/watch?v=jOZVp9NFhQE
Czy Prometeusz to prequel Obcego - powiedzieć na ten czas nie da rady. Trzeba zobaczyć kolejną część, pewnie wtedy się wyjaśni.
A ja sobie tak pomyślałam, że w ogóle mogło być inaczej. Że Giganci chcieli stworzyć jakąś część człekopodobnych na ziemi podobnych do istniejących już ludzi (nie wiem może chcieli zobaczyć czy też mogą być stwórcami), ale coś poszło nie tak dlatego polecieli na inną planetę, gdyż jak się okazało na ziemi im się to nie udało, chcieli może spróbować po raz drugi gdzie indziej. Zostawili wskazówki na skałach, czyli swoje współrzędne, żeby nikt inny już na naszej planecie nie próbował robić podobnych "cudów" (może był to znak dla innych ras, niekoniecznie dla ludzi), a że ludzie to znaleźli, pomyśleli sobie "o oni chcą się z nami skontaktować", to wyruszyli w ekspedycję, z mylnym przeświadczeniem. Później jak nie udało im się również na tym księżycu, to chcieli zniszczyć swoje dzieło, które było "niedoskonałe" (nie miało nic wspólnego z ludźmi), i do tego był im potrzebny obcy, a że eksperyment wyszedł z poza ich kontroli, no to mieli problem. Nie wiem takie moje przemyślunki na ten temat.
Nie trzymają się kupy, po pierwsze jaki jest sens tworzenia życia na planetoidzie, nie ma i nie będzie takich możliwości za 100 i więcej lat. Jest to marzenie ściętej głowy. Być może SJ szukali planety do zasiedlenia i dlatego chcieli podbić ziemię, ponoć własną planetę zniszczyli przez wojnę domową, a "wazony postawiły kropkę nad i w jej realizacji". Mieliby gotową planetę, a nie pieprz.... się z jakąś planetoidą, próbując "jakimś cudem uzdatnić do życia". Ziemskie warunki byłyby jak znalazł, w końcu DNA zgodne z ludzkim
Nie wiem skoro mieli tak rozwiniętą technologię, to może chcieli spróbować na planetoidzie, w końcu było pod ziemią powietrze, na którym mogło zaistnieć życie, albo chcieli stworzyć je po prostu gdzie indziej, żeby odbudować swój gatunek w jakiś sposób, skoro powiadasz, że podobno zniszczyli się przez wojnę domową. To jak napisałam tylko takie wolne przemyślenie moje, oczywiście może być zupełnie, zupełnie inaczej.