Historia wzieta z życia, która uczy szacunku wobec drugiego człowieka.Lynch jakiego nie znałem, film o życiu pokazany w prosty sposób...
chciałoby się rzec że aż za prosty,
rzeczywiście historia wzięta z życia, sam znam wielu staruszków którzy przemierzają na kosiarkach świat, w którym wszyscy są pomocni i uprzejmi,
myśle że Lynch jeśli chce widza nauczyć "szacunku wobec drugiego człowieka" to powinien w końcu przestać traktować widza jako bezuwłasnowolnionej osoby, niezdolnej do samodzielnego myślenia
historia wzieta z zycia to ta, która w trudnych chwilach powoduje ze staramy sie i chcemy byc blisko siebie...póżna pora oglądania powodowoduje nie zbyt dużych chęci używania szarych komórek po całym dniu zmagań sam tytuł zachęca do zobaczenia prostej histori chocby po to żeby sie odprężyc, z relaksować i może samodzielnie pomyślec o daleko mieszkających znajomych.
polecam więc proste historie których pełno w naszej telewizji np. Klan, Plebania, M jak miłość, Pensjonat pod różą etc - nie musisz po cięzkim dniu używać szarych komórek, możesz się spokojnie zrelaksowac, a nawet i wzruszyć - pod tym względem powiedziałbym że powyższe opery mydlane są o niebo lepsze od filmu Lyncha, tylko że w kinie szuka się czegoś innego niż na ekranie telewizyjnym
jak sie ani razu nie wzruszyłem przy tych durnych telenowelach polskich. A przy "prostej histori" zdarzyło mi się na sam koniec. Widzisz, nie liczy się czasem co pokażesz, tylko jak pokażesz. I Lynch jest w tym dobry. Polskim filmom (szczególnie serialom m jak miłość itd. brakuje jakiegoś polotu, przeżyć bohaterów. A dostajemy suchą relacje.
tez sie nie wzruszam przy polskich telenowelach bo ich ich nie ogladam, Prosta Historia mnie także nie wprawiła w stan wzruszenia, chociaż Lynch wspiął się na wyżyny morlizatorstwa i tutaj przebił chyba nawet telenowele - przecież historia Straighta jest tak uproszczona, wygładzona i sztuczna że nie sposób tego nie zauważyć, w prawdziwym życiu niezwykle trudno o filmowy happy end
jeszcze jedna uwaga do cyt "nie liczy się czasem co pokażesz, tylko jak pokażesz. I Lynch jest w tym dobry. Polskim filmom (szczególnie serialom m jak miłość itd. brakuje jakiegoś polotu, przeżyć bohaterów. A dostajemy suchą relacje":
w Człowieku Słoniu, jedyny film Lyncha który naprawde lubię, jest taka świetna scena, w której kierownik szpitala pyta lekarz (Anthony Hopkins), czy on jest w stanie zrozumieć co musiał przeżyć tytułowy Człowiek Słoń, zdeformowany przez naturę, poniżany, bity etc. Lekarz (Hopkins) przeprowadził już z nim kilkanaście rozmów i wydaje mu się że już w miarę dobrze poznał swojego pacjenta i jego przeżycia, więc odpowiada, że "raczej tak", na co słyszy odpowiedź kierownika - "Nie ja myślę, że nikt z nas nie jest w stanie tego zrozumieć" - i to jest właśnie sedno całego filmu w którym Lynch ogranicza się do przedstawienia "suchej relacji" z życia Człowieka Słonia, a nie wygłaszania poważnie brzmiących morałów, któymi naszpikował Prostą Historię. Człowiek Słoń to naprawdę przejmująca, wzruszająca i pobudzająca do refleksji historia opowiedziana w znakomity sposób, Prosta Historia zaś to typowa płytka i sztuczna hollywodzka historia z happy endem.
"Prosta historia" naszpikowana poważnie brzmiącymi morałami? To chyba lekka przesada. Owszem znalazło się kilka takowych sentencji, ale jak najbardziej na swoim miejscu. To w końcu "prosta" historia, więc dlaczego by nie mówić o pewnych rzeczach wprost? Ja nie znalazłem w filmie żadnej sztuczności, natomiast udzielił mi się wspaniały medytacyjny nastrój i za to cenię ten obraz.