Film opowiada o sześciotygodniowej odysei Straighta, który postanawia pojednać się z chorym bratem, z którym nie rozmawiał od ponad dziesięciu lat.
Ponieważ już dawno odebrano mu prawo jazdy i w dodatku niedowidzi, postanawia wyruszyć w drogę jedynym dostępnym mu wehikułem - kosiarką z przyczepą. Pomysł jest fantastyczny, ale nie tylko: to szczególne kino drogi - opowiadane z perspektywy człowieka starego, doświadczonego o oczyszczonej przez lata hierarchii życiowych wartości - jest na tle współczesnej produkcji filmowej czymś niecodziennym i oryginalnym.
Straight przemierza 300 mil lokalnymi drogami, pośród pól i łąk Iowy i Wisconsin. Jadąc wolno może podziwiać zmieniający się krajobraz i kontemplować zachody słońca, ma czas na rozmowy z napotkanymi ludźmi, a na noc zatrzymuje się tam, gdzie akurat zastał go zmrok - na skraju lasu lub pola. Tym samym daje nam czas na przemyslenia zaistnialych sytuacji. Sam tez nie pozostaje bierny. Ma czas i wykorzystuje go przypominając sobie najważniejsze momenty swego życia i porządkując co ważniejsze wydarzenia.
Staruszek jawi się nam jako wolny - żyje pełnią życia, na swój sposób i w swoim tempie.
Film jest niesamowity, ale poleciłabym go widzom chcącym oderwac się od zgiełku życia i mającym dosyc komercyjnego kina akcji...
Ta rzeczywiście "Prosta historia" niesie wewnętrzny spokój, budzi głeboką refleksję wśród ludzi otwartych na tego typu filmy.